Teatr jest to tajemnicze miejsce...

"Teatr jest to tajemnicze miejsce, gdzie się odbywa tajemnicze nabożeństwo podobnie jak w kościołach, synagogach iświątyniach pogańskich. Jedna grupa tam się modli odprawiając nabożeństwo, druga się modli przez swą obecność i przytomność." Te słowa wypowiedział Juliusz Osterwa, dyrektor, reżyser i aktor legendarnej Reduty, działającej w Wilnie na scenie Teatru na Pohulance w latach 1925 - 1929. Miał on na myśli dwa podstawowe czynniki, które tworzą teatr - widownię i aktorów. Teatr przestanie istnieć, gdy zabraknie jednego z nich. By nie zabrakło ani sztuk wykonywanych w języku polskim, ani widzów chętnych do oglądania tych sztuk czuwa Polski Teatr w Wilnie. O dziejach tego teatru opowiedziała obecna jego kierowniczka, pani Irena Litwinowicz.

Polski Zespół Teatralny przy Pałacu Kultury Kolejarzy, bo tak dawniej się nazywał Teatr Polski w Wilnie, powstawał (o czym wiedzą nieliczni) dwukrotnie. We wrześniu 1962 roku w Pałacu Kultury Kolejarzy Aleksander Czernis przy czynnym udziale dr historii Jerzego Ordy zaczął organizować wieczory polskiej poezji i muzyki. Wieczory te odbywały się w formie składanek muzyczno-poetyckich, podczas których brano na warsztat m. in. poezję Marii Konopnickiej i Cypriana Kamila Norwida. Działalność ta nie trwała jednak długo - przerwały ją donosy do miejskiego komitetu partii, które spowodowały rozwiązanie teatru.

W styczniu 1965 r. wraz z wystawieniem komedii Aleksandra Fredry "Damy i huzary" teatr ponownie rozpoczął swą działalność - teraz już pod kierownictwem Ireny Rymowicz. I chociaż próby do wspomnianej wyżej komedii rozpoczęły się już dwa lata wcześniej, w 1963 roku, to jednak czas istnienia tego teatru zaczęto odliczać od chwili wystawienia "Dam i huzarów". W pierwszych przedstawieniach udział wzięli m. in. Janina Lukoševičien", Eugenia Krzysztofowicz, Helena i Bronisław Ławrynowiczowie. Nieco później do zespołu dołączyli Henrietta Kubilius, Danuta Sielicka, JerzyŁajkowski.

W książce Jerzego Strumiłły, poświęconej 30-leciu Polskiego Teatru, założycielka teatru i wieloletnia jego kierowniczka tak wspomina tę premierę: "Mój Boże, to był nie spektakl, lecz jakieś nieporozumienie! Nie mieliśmy kostiumów, wyręczyła nas wprawdzie Wileńska Opera - sprezentowała nam piękne "opakowania", ale... No, wyobraźcie sobie Dyndalską w kostiumie Małgorzaty z "Fausta", Anielkę - w sukni Tatiany z "Oniegina", Orgonową - w stroju "Damy Pikowej"... A huzary! Kostiumy węgierskie, rosyjskie..." Improwizacją nie było natomiast ani opracowanie tekstu, ani też strona techniczna spektaklu. Opracowaniem tanecznym poloneza i krakowiaka zajął się Wieczysław Nikułajew, zaś muzyczną stronę spektaklu przygotowała operator dźwiękowy telewizji Nijolė Rekašiūtė. Udział zawodowców w procesie powstania każdego spektaklu nie jest dziełem przypadku, lecz wynika z założeń reżyserskich Ireny Rymowicz. Strona techniczna spektaklu powinna być na poziomie teatru zawodowego. Tak więc nad scenografią pracowali m. in. V. Kalinauskas (autor scenografii do przedstawień Juozasa Miltinisa) i jego syn A. Kalinauskas, plastycy W. Krućko, I. Czapski, J. Tartyłło, nad tańcem i ruchem scenicznym - T. Sedunowa (baletnica, kierowniczka artystyczna trupy baletowej Litewskiego Teatru Opery i Baletu), Z. Gulewicz (baletmistrzyni Polskiego Zespołu Pieśni i Tańca "Wilia"), lekcji szermierki udzielał Cz. Litwinowicz.

Teatr ma wprawdzie statut amatorski. Polega to jednak jedynie na tym, że aktorzy nie otrzymują za swą pracę wynagrodzenia, gdyż (jak napisał miesięcznik "Scena") "nie znalazł się nikt, kto zechciałby mu zapewnić minimum egzystencji, aktorzy więc - a niejeden z nich ukończył Leningradzki Instytut Sztuki Teatralnej - muszą zarabiać na życie wykonując bardziej użyteczne zajęcia". Profesjonalizm aktorów najlepiej wyraża się w tym, w jaki sposób potrafią oni wybrnąć z trudnych sytuacji, które niejednokrotnie zdarzają się na scenie. Padają reflektory, pękajążarówki, jednak aktorzy, których pani Irena Litwinowicz nazwała wielkimi improwizatorami, potrafią wybrnąć z każdej sytuacji. Najtrudniejsze zadanie mają przed sobą ci, którzy zamieniają chorego aktora, albo też tego, kto z jakichś innych przyczyn nie może uczestniczyć w przedstawieniu. Każdy aktor do nowej roli przygotowuje się na swój własny sposób - tekst trzyma albo w gazecie, albo też ktoś zza kulis podpowiada mu słowa kwestii, którą ma wypowiadać. Podczas takich spektakli partnerzy zamieniającego aktora są w ciągłym napięciu. Nikt bowiem do końca nie wie, co i w którym momencie on powie. Jest to zarazem iśmieszne, i denerwujące, z ulgą oddychają dopiero wówczas, gdy spektakl się skończy i kurtyna opada.

Od samego zarania istnienia Polski Teatr w Wilnie kontynuuje wspaniałą tradycję przedwojennej Reduty - działalność objazdową w terenie. Wyruszano początkowo w trasy objazdowe do wsi podwileńskich, później natomiast naŁotwę, Estonię, Białoruś, Ukrainę, do Rosji, aż wreszcie w 1968 roku zespół po raz pierwszy wyruszył do Polski. Spośród ogromnej rzeszy widzów, przychodzących na spektakle Teatru Polskiego, pani Litwinowicz najmilej wspomina publiczność wsi Wileńszczyzny, która licznie się gromadziła na wszystkie przedstawienia nie zważając na panujące warunki. Niejednokrotnie aktorzy do Domów Kultury wchodzili przez okno, a przebieralnię mieli na ulicy. Często też aktorki ubrane w wydekoltowane suknie grały przy minusowej temperaturze, gdy tymczasem publiczność siedziała w futrach i kożuchach. Pani Litwinowicz z wdzięcznością wspomina jeden z takich wieczorów we wsi Maguny, podczas którego wystawiano "Pana Jowialskiego" Aleksandra Fredry. Ktoś z publiczności przekazał wówczas pani Litwinowicz chustę, z którą też odegrała ona resztę spektaklu.

O tym, w jaki sposób publiczność wiejska przyjmowała niegdyś wszystkie przedstawieniaświadczyć może pewne wydarzenie sprzed kilkudziesięciu lat, które w zespole krąży jako anegdotka. Wystawiano sztukę Gabrieli Zapolskiej "Moralność pani Dulskiej". Publiczność tak się przejęła losami Hanki,że po spektaklu aktorzy musieli bronić odtwórcę roli Zbyszka przed bojowymi zapędami miejscowych chłopaków. Było to w roku 1966.

Teraz Teatr Polski ma coraz mniej miejsc, gdzie może wystawiać swe sztuki, wiele bowiem scen na Wileńszczyźnie zostało zamkniętych lub przekształconych w inne placówki. Te, które pozostały, są w fatalnym stanie. Pani Litwinowicz żartuje jednak,że aktorzy mogą grać nawet na pudełku od zapałek.

Obecnie zespół rzadko występuje również w Teatrze na Pohulance, gdyż wynajem tej sceny na jeden wieczór kosztuje 1500 Lt. Corocznie wspiera zespół skromną sumą Departament do Spraw Mniejszości Narodowych i Wychodźstwa, jednak jest to kropla w morzu. Przed każdą premierą pani Litwinowicz wyrusza nażmudne poszukiwaniaśrodków do wszystkich możliwych organizacji zarówno państwowych, jak i prywatnych.

W repertuarze teatru przeważają komedie (spośród 33 premier, które się odbyły do roku 1998, większą część, bo aż 21 przedstawień - to komedie). Wynika to ze specyfiki teatru objazdowego, jakim jest Polski Teatr w Wilnie. Aktorzy występują bowiem często w rejonie, gdzie widz chce zapomnieć o troskach dnia codziennego i po to właśnie przychodzi do teatru. Na sztuki współczesne, takie jak "Kosmogonia" Iwaszkiewicza czy "Jaszczurka" Wołodina widz przychodzi jedynie podczas przedstawień odbywających się w Wilnie.

Przed najtrudniejszym zadaniem zespół staje jednak wówczas, gdy decyduje się na wystawienie bajek dla dzieci (w repertuarze jest ich jak na razie 4, m. in. "Oszukany diabeł", "Żołnierz i królewna"). Jest to, zdaniem pani Litwinowicz, najtrudniejszy rodzaj sztuki, gdyż dzieci nie dają się oszukać. Gra aktorska powinna być jak najbardziej autentyczna. Jednocześnie zaś aktorzy muszą być przygotowani do różnego rodzaju niespodzianek, dzieci bowiem nie zawsze dostrzegają granicę między światem fantazji a realnością. Przedstawienie teatralne jest dla nich często kontynuacją świata realnego. Dlatego też wówczas, gdy ich ulubionym bohaterom grozi jakieś niebezpieczeństwo - ze wszystkich sił starają się ostrzec, wbiegając przy tym często na scenę, a nawetłapią za nogi tego, kto (ich zdaniem) stanowi jakieś zagrożenie.

Kierowniczka artystyczna teatru planuje w najbliższej przyszłości wystawienie jeszcze jednej bajki, nie zdradziła jednak, by nie zapeszyć, jak się ta nowa sztuka będzie nazywała.

Niezmiernie cieszy, że mimo kłopotów finansowych Teatr Polski w Wilnie pamięta o swych młodych widzach. A obecna sytuacja teatru jest nie do pozazdroszczenia. Przełomowym w dziejach teatru okazał się rok 1993. Do tego czasu zespół działał przy Pałacu Kultury Kolejarzy. W 1993 roku nastąpiła reorganizacja tej placówki, a co za tym idzie - Polski Teatr w Wilnie rozpocząłżycie koczownicze. Próby do jeszcze dwóch przedstawień odbyły się w Domu Kultury Kolejarzy w iście spartańskich warunkach - bez ogrzewania i prowadzonych już pracach remontowych. Wkrótce odłączono nawet prąd i aktorzy musieli poszukać innego miejsca, w którym by mogli przeprowadzać próby. Zdaniem pani Litwinowicz, dyrekcja zreformowanego Domu Kultury Kolejarzy nie mogła po prostu wypędzić tak zasłużonego zespołu, stworzono więc takie warunki, by zespół albo się rozpadł, albo się wyprowadził. To pierwsze rozwiązanie nie wchodziło w rachubę. Trzon zespołu stanowią bowiem aktorzy, którzy uczestniczą w jego działalności od dziesiątków lat. Drugie natomiast rozwiązanie - wyprowadzka - było, niestety, niemożliwe. Zespół bowiem posiada liczącą ponad 1500 sztuk garderobę, magazyn z dekoracjami, archiwum, rekwizyty, słowem cały dorobek 30 lat istnienia zespołu na wileńskiej scenie, dorobek, do którego aktorzy od pewnego czasu nie mają dojścia. Każda próba dotarcia do pomieszczeń Domu Kultury Kolejarzy, które zespół zajmował przez blisko trzydzieści lat, obecnie jest traktowane jako wtargnięcie na cudze terytorium. Gdy zaś przekroczą próg swej dawnej siedziby, czekają na nich ciemne korytarze, góryśmieci i nie kończący się remont.

Przez pewien czas próby odbywały się właźni i piwnicy. W takich też warunkach pracowali goście z Polski - reżyser z Warszawy Antoni Baniukiewicz oraz scenograf Janusz Tartyłło z Gdyni. Razem z zespołem wileńskim pracowali oni nad komedią Aleksandra Fredry "Pan Jowialski". Sztuka ta zamknęła 30-letni okres działalności Polskiego Teatru w Wilnie.

Obecnie zaś aktorzyżyją w ciągłej obawie, czy nikt się nie włamał do ich pokoi i nie zniszczył w bestialski sposób całego dorobku teatru. Z tego też względu pewna część archiwum tego teatru jest rozmieszczona u aktorów w domu. Dekoracje i kostiumy do sztuk wchodzących do aktualnego repertuaru są przechowywane w Pałacu Związków Zawodowych oraz w szkole im. Adama Mickiewicza. Pomieszczenia w tej ostatniej udzielono w zamian za prowadzenie przez Irenę Litwinowicz Szkolnego Studium Teatralnego "Wesoła Gromada". Studium to szykuje młode pokolenie aktorów Polskiego Teatru w Wilnie. W roku ubiegłym wśród uczestników Studium szczególnie dobrze się zaprezentowała Teresa Wołkowicz.

Podziwu godne jest to,że mimo wszystkich tych trudności zespół istnieje nadal i wystawia premiery coraz to nowych sztuk.

Dużym uznaniem krytyki zarówno wileńskiej, jak i polskiej, cieszyła się inscenizacja fragmentów "Pana Tadeusza" pt. "Powrót pana Tadeusza", wystawiona na 200-lecie urodzin A. Mickiewicza. Twórcami sztuki są Antoni Baniukiewicz (reżyseria) i Janusz Tartyłło (scenografia). Całe przedstawienie ma charakter zabawy, przebieranki. Ze znanej wszystkim jeszcze z ławy szkolnej epopei wybrano fragmenty komiczne, takie jak polowanie na mrówki, opis litewskich much, czy też obraz awantury podpitej szlachty po najeździe na Soplicowo. Bohaterem przedstawienia został tu nie ksiądz Robak (który w wileńskiej inscenizacji "Pana Tadeusza" w ogóle się nie pojawia), tylko Tadeusz - młody, urodzony i pragnący żyć na Litwie Polak. Jest to młodzieniec jeszcze niedojrzały, zagubiony w nowym dla niego uczuciu, jaką jest miłość, a jednocześnie świadomy swego miejsca wżyciu. Równie ciekawie przedstawiono charakter Zosi - trochę zadziornej, wesołej panny, nie kryjącej się zbytnio ze swymi uczuciami względem Tadeusza. Role te wykonali Rafał Urbanowicz i Beata Zdaniukiewicz. Role soplicowskiej starszyzny zostały powierzone aktorom bardziej doświadczonym - Teresie Samsonów (Telimena), Mieczysławowi Dwilewiczowi (Hrabia), JerzemuŁajkowskiemu (Podkomorzy). Premiera spektaklu odbyła się w roku ubiegłym, w tym też roku na festiwalu teatrów amatorskich w Tychach, wystawiając "Powrót pana Tadeusza", Teatr Polski w Wilnie zdobył 3 miejsce.

Od kilku lat Teatr Polski w Wilnie posiada również własną "Złota Księgę". Wiąże się z nią swoista historia. Księgę tę zapoczątkowała Teresa Pietrzak podczas występów zespołu w Sopocie w dniach 15-17 lipca 1994 roku. Zawarte są w niej artykuły z prasy polskiej opisujące występy teatru, zdjęcia z przedstawionych wówczas spektakli, jak również podziękowania ze strony władz miasta za wspaniałe występy. O istnieniu tej księgi zespół przez pewien czas w ogóle nic nie wiedział. Jakże miłą niespodziankę sprawiła im pani Teresa Pietrzak, gdy przysłała im "Złotą Księgę". Od tamtej chwili księga ta jest nieodłącznym atrybutem Polskiego Teatru w Wilnie. Oto niektóre zawarte w niej wypowiedzi widzów:

"Wyrażamy podziw, szacunek i uznanie za utrzymanie polskości w słowie poetyckim, a przede wszystkim w sercu i duszy."

"Podziwiałem, podziwiam, będę podziwiał."

"To najbardziej wzruszający "Pan Tadeusz" jakiego widziałem. I kto by pomyślał,że narodowa epopeja ma tyle wdzięku."

"Z wielkim wzruszeniem oglądałam i słuchałam występu polskich aktorów w sali w Druskiennikach. Jestem wilnianką i zawsze czuję się jak na wygnaniu wŁodzi - mimoże jestem tu już prawie 50 lat. Teatr w Druskiennikach przypomina mi Wilno, które zawsze kochałam, w którym zostawiłam na Rossie matkę i brata."

W ciągu ostatnich lat przed aktorami teatru zabłysła nadzieja możliwości prowadzenia normalnej działalności twórczej w budującym się w Wilnie Domu Polskim, gdzie by też mogli zgromadzić swe dekoracje i kostiumy. Pani Litwinowicz wierzy, że ci, którzy będą zajmować się losem Domu Polskiego uwzględnią tak zasłużony dla kultury polskiej na Litwie zespół, jak Teatr Polski w Wilnie.

Beata Garnyté
Nr.39 23 - 29 września