Ryszard Maciejkianiec

Borskuńska podstawowa

W rejonie szyrwinckim swego czasu polskie dzieci mogły się uczyć w jezyku ojczystym w Borskunach, Olanach, Miedziukach, Borkuszkach i Jwniunach. Zmiany polityczne i ekonomiczne okresu powojennych piędzisięciu lat - pozbawienie ludzi prawa do własnej ziemi, pełna kolektywizacja, totalna ideologizacja życia zrobiły swoje - tu mieszkająca piękna, patriotyczna zaściankowa szlachta stopniowo przez laty uległa rozproszeniu poprzez wymuszane życiem wyjazdy i rozrzędaniu za pośrednictwem lokownia w osiedlach i wsiach ludzi nie widzieć jakich i skąd przybyłych.

W Borskunach raczej udało się te negatywne procesy społeczne w znacznym stopniu wyhamować. Dziś Borskuńska Szkoła Podstawowa jest jedyną placówką oświatową z polskim językiem nauczania w rejonie szyrwinckim. Na niej też ciąży cała odpowiedziałność godnego reprezentowania ludności polskiej, stwarzania szansy dla dzieci młodzierzy w tym zakątkuświata , dowodzenia,że polska szkoła przy wytęrzonej i uczciwej pracy zespołu dla dobra i z myślą o przyszłości swojej małej borskuńskiej ojczyzny daje równą, a niekiedy nawet większą szansężyciową swoim wychowankom.

Pochodzenie nazwy miejscowości nie jest do końca wyjaśnione. Osiedle powstało w połowie drogi z Mejszagoły do Podbrzezia i tak już zostało. Z kilku chat zbudowanych na początku stulecia rozrosło się w zdłuż, w szerz i w górę. Zresztą tu pracujący ludzuie są zaangarzowani w torzenie nowej historii i przyszłości, zostawiając na później badania spuścizny miniony pokoleń.

Zawiłóści losu Ziemi Wileńskiej, która po rozbiorach należała do
Rosji, sprawiły,że szkoły, gdy tylko zelżało po latch zakazów w pierwszym dziesięcioleciu obecnego wieku powstały natychmiast samoistnie. Szkoła w Borskunach niebyła wyjątkiem - została otwarta 1 września 1910 roku.

Zachowane z badań statystycznych sprawozdań przeprowadzonych jednocześnie na całym terytorium Imperium Rosyjskiego w dniu 18 stycznia 1911 roku wykazuje,że w "Borskunskom narodnom uczyliszcze" uczyło się wtedy 33 dzieci - 6 dziewcząt i 27 chłopców, jednocześnie w najdrobniejszych szczegółach podaje, jak sie oni uczyli, ile opuścili lekcji i z jakich przyczyn, ile mają podręczników, jaki stan pomieszczenia itd., itp. Załączona jestrównież imienna lista wszystkich dzieci, ze wskazaniem na przeciwko każdego z nich, czyli 33 razy,że językiem, którym posługuje się rodzina dziecka jest język polski. Widocznie właśnie to posłużyło za podstaw aby jęzkiem nauczania był język polski, doceniając nawet w tamte odległe czasy niezastąpioną rolę języka ojczystego w formowaniu osobowości dziecka i jego normalnego rozwoju.

Dziś szkoła liczy 72 uczniów w klasach 1 - 10, na szesnastu nauczycieli w tym czterech na niepełnym etacie, oraz klka osób, które dbają, aby w szkole było czysto, ciepło i nie głodno. W dzisieszych zmiennych i trudnych warunkch, kiedy jak na razie zamarła na wsi działalność gospodarcza i kulturalna, rola szkoły nie ogranicza się do nauczania dzieci - stanowi ona bardzo ważny ośrodek kulturalno - oświatowy dla całej tu mieszkającej ludności. Zrozumienie tej ważnej roli i odpowiedzialność potwierdza,że szkoła ze swoim miłym i zgranym zespołem, jest bardzo ważną i docenianą częścią tego lokalnego społecżęństwa.

Lata "dobrobytu", który niemiał dalszej perspektywy, na szczęście mineły. Planowan autostrada, która miała prowadzić do przyszłego muzeum Feliksa Dzierżyńskiego, jakie zamierzano utworzyć w byłych posiadłościach jego babci Zawadzkiej, powinna była przebiegać pod oknami domów w Borskunach i nieść ze sobą rozwój i dostatek, też na szczęście nie została zbudowana i dlatego nie został zrujnowany ten cichy i uroczy zakątek.

Wszystko więc przez trudy i męki powinno wrócić do normalności dzięki własnemu wysiłkowi. Zespół nauczycieli rozumie to jak najbardziej, nawiązując współpracę i kontakty wszędzie tam, gdzi można znaleźćżyciową perspektywę dla swoich wychowanków.

Perspektywa tej szkoły, zdaiem dyrektor Ireny Siemaszko, jest dobra. Na bliższą i dalszą perspektwę nie widzi zmniejszenia się liczby dzieci. Bowiem spora część młodzirzy tu jeszcze została i zostaje, nie uciekając do miasta. Zaznaczyła się również jak narazie nieśmiała tendencja pwrotów do stron rodzinnych, co budzi nadzieję na zwiekszony przyrost naturalny i co najmniej nie mniejsze zastępy dzieci w murach już historycznej szkoły. Panią Irenę, rodowitą borskuniankę, absolrentkę Wileńskiej Szkoły Pedagogicznej i Wileńskiego Instytutu (obecnie Uniwersytetu) Pedagogicznego cechuje, jak i większośćświadomych swego pochodzenia i historii wielopokoleniowych mieszkańców Ziemi Wileńskiej, wysokie poczucie osobistej i obywatelskiej godności i odpowiedzialności za podjęte dzieło nauczania i wychowywania. Cieszy się więc,żeobecne władze rejonu ceniąludzi za pracę, za konkrety i manadzieję,że przyszłe zmiany w ramach realizacji reformy szkolnictwa nie zmienią statusu szkoły. Kontakty z Polska też odbierane są jako zjawisko normalne i nikt ich nie utrudnia, a wręcz odwrót. Nie przypomina też sobe w ciągu ostatnich lat jakichkolwiek posunięć, które można byłoby traktowac jako dyskryminacyne. Zreszta uznaje siebie za równą wśród równych i w razie potrzeby zawsze się upomina o swoje. A zamknięte w tym roku polskie klasy w sąsiednich Jawniunach - są raczej sprawą samych rodziców z Jawniun i wynikiem nieprzemyślanego oraz niedyplomatycznego wystąpienia posła Jana Mincewicza. Obecnie szkoła wysyła tam swoją"Nyskę" i dowozi dzieci na nauke do Borskun.

Tu w Borskunach nie jest potrzebna jakaś specjalna agitacja, aby rodzice posyłali swoje dzieci do polskiej szkoły. Samożycie i piękana statystyka dowodzą,że w minionych latach dzieci z polskich rodzin po ukończeniu polskiej szkoły zdobyły wykształcenie, godne zatrudnienie, zresztą jak i Litwini po ukończeniu litewskich szkół. Natomiast ci, których rodzicę nie mogli sie określić, kim są sami i kim są ich pociechy - poukończeniu szkoły albo siedza w domu, albo ukończyli co najwyżej zawodówki. Lat straconych w początkowym procesie nauki na dostosowanie się do innego językowo - psychologicznegośrodowiska nie dało sie, niestety, później nadrobić co w wyniku wyraźnie rzutowało naprzyszłe możliwościżyciowe i los dziecka.

Wyrwanie dzieci z ich przyrodzonego kulturowo - językowegośrodowiska nikomu dobrze nie służy. Co gorzej, tworzą się bariery i podziały w rodzinach. Rodzice i dzieci nie mogą nawet klęknąć do wspólnej modlitwy, gdyż jeden mówi Ojcze nasz, a inny Teve musu. Smutne, ale właśnie w nie dawnych czasach sowickich na wszelkie sposoby starano się zniwelować rzeczywisty wpływ rodziny na wychowanie swego potomstwa.

Zresztą ludzieźle wychowani i wykształceni stwarzają problemy nie tylko wyłącznie we własnych rodzinach - jest to problem rangi państwowej.

Natomiast dobra znajomość języka państwowego w tej szkole zdaniem pani dyrektor, nigdy nie była, a szgólnie teraz, problemem.
- Będac jedyną polską szkołą od wielu lat braliśmy udział we wszystkich przedsięwzięciach, konkursach zawodach organizowanych wśród szkół rejonu, plasując się zazwyczaj na dobrych i bardzo dobrych miejscach. Tym niemniej język ojczysty bez wątpienia stanowi tą podstwaę, na której jedynie można budować osobowość dziecka, rozwijać jego zdolności i wzbogacać zasoby wiedzy.

Irena Siemaszko i zastępca dyrektora Marian Bujnicki pracując ramie w ramie z całym zespołem realizują coraz to nowe pomysły i zamirzenia - chciano,aby w szkole było ciepło i przytulnie i jest, marzono o klasie komputerowej - jest. Na dodatek zaczął działać zespół szkolny. W szkole ich zdaniem, powinien być nietylko wysoki poziom nauczania przedmiotów programowych (w tym niedużym zespole jest dwóch nauczycieli metodyków, a ośmiu ma tytuł starszych nauczycieli), ale też tu, bo gdzieby inaczej, dziecko powinno zdobyć nawyki głębszej kultury, które pozwolą mu znaleźć się w każdym towarzystwie i miejscu, godnie reprezetować borskuńska "akademie".

Cekawe,że ten teren generalnie oparł się rusyfikacji, nie używano tu nigdy tak zw. języka prostego. Niepodzielnie panował tu język polski z naleciał?ściami naszej rodzimej gwary wileńskij.

- Natomiast moja śp. babcia, która przeżyła 98 lat i zachowałaświetną pamięć, aż dośmierci, przed kilkoma laty z najwyższym zdziwieniem dowiedziała się z prasy,że w jej nie opdal leżącej rodzinnej wsi przed wojną wszyscy mówili po litewsku!

Ludzie tu sążyczliwi, pracowici, gospodarni, zawsze dążyli, aby dzieciom dać wykształcenie - opowiada pani dyrektor. Pamiętam gdy uczyłam się w Wileńskiej Szkole Pedagogicznej - uczniowie z innych miejscowości mieli niekiedy wielkie trudności. U nas natomiast zawsze był chleb i do chleba. Dziś, kiedy już się uczą w szkole dzieci naszych absolwentów -łatwiej jest się porozumieć wzajemnie, budować współpracę szkoły z rodzicami.

Mamy również przyjaciół w Polsce. Pan Sławomir Kozłowski z córką Kamilą zŁochowa podarowali już szkole cztery komputery. Współpracujemy z urzędem miasta Chełm. Zresztą jestem chonorową obywatelką tego miasta. Tej współpracy zwdzięczamy posiadanie "Nyski" i wielu innch rzeczy, mile spędzone chwile i kolonie. Te kontakty iżyczliwość przyjaciół pozwala czuć się lepiej nawet w dzisiejszych bardzo niełatwych czasach, kiedy głęboka zapaść ekonomiczna rzutuje na wszystko, niewyłączając oświaty. Nie unikalibyśmy też nowych kontaktów, gdyby ktoś zechciał z nami współpracować.

(4105 Litwa, rejon szyrwincki, poczta Jawniuny, Borskuny, szkoła, tel z Wilna 8-232-48-734)

W dniu, kiedy przybyliśmy do szkoły jasnoświeciło jesinne słońce. W połączeniu z optymizmem pracowników tego zespołu dawało ono dobry znak na przyszłość - znak nadziei,że kolejne dziesięciolecia pozwolą odbudować straty lat minionych,że mury szkoły nadal będzie wypełniał gwar głosów młodzierzy, przed którą jak zawsze będzie otwarte nowe, nęcące i nieznaneżycie.

?Niestety, opuszczając gościnne mury zwróciliśmy uwagę,że nie ma tu, jak wymagają wcześniejsze ustalenia, obok wywieszki w języku państwowym również w języku polskim. Uczniowie gromadnie i chóralnie wyjaśnili,że w lutym ubiegłego roku były tu panie z ministerstwa i powiatu i rozkazały tę w języku polskim natychmiast zdjąć.

- Ależ przecież minister?

- Też próbowaliśmy to paniom ze stolicy wyjaśnić. Ale powidziały,że jest teraz inny minister. I co ustalił tamten - nadaje się jedynie do kosza.

Fot Jerzy Karpowicz

NG 46 (431)