Pamiętam ów ruchliwie rozbłyskany szron
I śniegu ociężałe w gałęziach nawiesie,
I jego nieustanny z drzew na ziemię zron,
I uczucie, że w słońcu razem z śniegiem skrzę się.
A on ciągle narastał tu w kopiec, tam - w stos,
I drzewom białych czupryn co raz to dokładał,
Ślepił oczy i łechtał podbródek i nos,
I fruwał - i tkwił w próżni - i bujał, i padał.
I pamiętam ów niski, wpółzapadły dom,
I za szybami włóczek różnobarwne wzory.
Kto tam mieszkał? Pytanie - czy człowiek, czy gnom?
Byłem dzieckiem. Śnieg bielą zasnuwał przestwory...