Robert Mickiewicz

Polsko - litewska lekcja historii 1939 - 1945. Niełatwa droga do prawdy



Polsko - litewskie stosunki w okresie II wojny światowej jak też w ciągu całego XX wieku nie były łatwe. Skutki tamtych wydarzeń odczuwamy na Ziemi Wileńskiej do dnia dzisiejszego. Jedną z najbardziej drażliwych kwestii są tu diametralnie różne poglądy na działalność na Wileńszczyźnie Armii Krajowej, profaszystowskich litewskich batalionów pomocniczych i samorządów, "saugumy" oraz wreszcie stosunek do okupantów
.

Wszystkie te kwestie stały się tematem seminarium "Ruch oporu w latach 1939 - 1945. Polsko - litewska lekcja historii". Seminarium odbyło się w miniony piątek, 3 grudnia, w Wilnie w gmachu Sejmu RL. Celem tego przedsięwzięcia było zbliżenie tak rażąco różniącego się stosunku do wydarzeń sprzed pół wieku.


Inicjatorem seminarium, jak już wcześniej szeroko zapowiadano, była ambasador Rzeczypospolitej Polskiej na Litwie Eufemia Tejchmann. Jednakże polska placówka dyplomatyczna w Wilnie później wycofała się z udziału w organizowaniu tak kłopotliwej imprezy. Jak mówiono nieoficjalnie, powodem takiej decyzji był brak pieniędzy. Nie wiadomo, czy to również brak środków, czy też inne powody przeszkodziły wziąć udział w obradach seminarium polskim i litewskim politykom. Program seminarium bowiem zapowiadał, że jego otwarcia mają dokonać wicemarszałkowie polskiego i litewskiego Sejmu. Poprzestano na tym, że Państwo Polskie reprezentowała Pani ambasador E. Tejchmann. Z litewskich polityków na sali był obecny jedynie poseł na Sejm RL z ramienia partii konserwatystów Zygmunt Mackiewicz oraz liczna grupa działaczy "Vilnii". Seminarium zorganizowali: Stowarzyszenie Naukowców Polaków Litwy, Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej Okręg Wileński, Centrum Badań Ludobójstwa Ludności Litwy i Rezystencji oraz Wydział Historii Uniwersytetu Wileńskiego. W pracy seminarium wzięli udział: grupa byłych żołnierzy Armii Krajowej z prezesem Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Okręg Wileński Ludwikiem Świdą na czele, naukowcy z Polski i Litwy.

Na seminarium zostało wygłoszonych kilka referatów oraz odbyła się ożywiona, ale zarazem, trzeba przyznać, rzeczowa dyskusja nad nimi. Referaty były poświęcone różnym aspektom polsko - litewskich stosunków w okresie II wojny światowej. O różnicach poglądów polskiej i litewskiej strony na wydarzenia sprzed ponad 50. laty świadczył nawet dobór tematów referatów..


Dr Henryk Piskunowicz wygłosił referat "Okręg Wileński AK i jego stosunek do ludności cywilnej." Tematem referatu dr Sigitasa Jegelevičiusa był "Litewski samorząd a niemieckie władze okupacyjne: między kolaboracją a ruchem oporu". Prezes Stowarzyszenia Naukowców Polaków Litwy dr Jarosław Wołkonowski przedstawił rozprawę na temat "Rozmowy polsko - niemieckie: dyplomacja czy zmowa?" Międzynarodowy aspekt tamtych wydarzeń został odzwierciedlony w referatach dr Krzysztofa Tarki "Polski i litewski ruch oporu w kontekście polityki aliantów" i dr Kęstutisa Girniusa "Litewski ruch oporu a Zachód". Dr Arűnas Bubnys przedstawił na sąd zgromadzonych bodajże najbardziej kontrowersyjny na tym seminarium referat "Litewski i polski ruch oporu w latach 1942 -1945. Podobieństwa i różnice" Tematem rozprawy dr Andrzeja Chmielarza był "Związek Sowiecki a polski i litewski ruch oporu".

Jedną z niewielu kwestii, co do której byli zgodni wszyscy uczestnicy seminarium, było to, że przyczyną, delikatnie mówiąc, nieprzyjaznych stosunków między Polakami a Litwinami były spory wynikłe jeszcze w okresie odrodzenia państwowości obydwu krajów. I największą przyczyną konfliktu była tu, oczywiście, sprawa przynależności państwowej Wilna i Ziemi Wileńskiej. Ten lub inny stosunek do tej kwestii odgrywał decydującą rolę w ocenie biegu wydarzeń z czasów II wojny światowej.

W przeważającej większości innych poruszonych tego dnia tematów poglądy stron diametralnie się różniły. Powiedziałbym nawet,że podejście do pewnych spraw szczerze zadziwiało tę lub inną stronę.
Tak więc polscy naukowcy i kombatanci po wysłuchaniu referatów wygłoszonych przez niektórych litewskich prelegentów nie bardzo mogli zrozumieć, o jaki litewski ruch oporu chodzi i przeciwko komu ten opór był skierowany. Gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że dosyć wyczerpującej odpowiedzi na to pytanie doczekali się w już wyżej wymienionym referacie dr Kęstutisa Girniusa o stosunkach litewskiego ruchu oporu z Zachodem.

Ten naukowiec, mimo wyraźnego niezadowolenia litewskiej części audytorium, szczerze przyznał, że nie można poważnie mówić o jakimś litewskim, nie prosowieckim, ruchu oporu w czasie II wojny światowej przeciwko niemieckim okupantom. Owszem, w litewskim społeczeństwie istniały wówczas bardzo nieliczne, działające w podziemiu grupy osób niezadowolonych z niemieckiej okupacji. Jednak żadna z nich nie zdobyła się na czynną walkę z bronią w ręku przeciwko niemieckim najeźdźcom. Jak powiedział mówca, jedyną próbą tych grup w ciągu całego okresu niemieckiej okupacji, była próba skontaktowania się z Zachodem poprzez wyjazd jednego z podpułkowników przedwojennej litewskiej armii po zakup broni do ... Finlandii. Komizmu całej tej sytuacji nadają fakty, że litewscy antyfaszyści, wysyłając swego emisariusza, nie bardzo wiedzieli za jakie pieniądze zakupią tę broń i w jaki sposób przetransportują ją do Litwy. Zresztą pomysł zakupu broni w jednym ze sprzymierzonych z Niemcami państw do walki z samymi Niemcami, wygląda nie mniej absurdalnie. Dziarski litewski oficer został schwytany przez gestapo w Tallinnie i w czasie przesłuchania zdradził swych towarzyszy.

Natomiast strona litewska była zdziwiona i nie chciała zgodzić się z polskimi prelegentami, którzy mówili o podziemnym państwie polskim. I to wywoływało powiedziałbym nie tylko zdziwienie i oburzenie działaczy "Vilnii", ale również, i co jest dziwne, osób z tytułami naukowymi. Chociaż taka pozycja w pewnym sensie jest zrozumiała.

Na tle aktywnie działającego na emigracji polskiego rządu, będącego sojusznikiem antyniemieckiego bloku aliantów, dysponującego działającą w podziemiu administracją państwową na wszystkich szczeblach, dwoma regularnymi armiami, które odegrały znaczącą rolę w bitwach II wojny światowej, kilkusettysięczną partyzancką Armią Krajową, wysiłki litewskie w dziele zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami wyglądają bardziej niż skromnie.

Jak później przyznali sami litewscy uczestnicy dyskusji, ówczesne litewskie elity polityczne nie potrafiły stworzyć nawet pozorów walki. Przebywający na Zachodzie prezydent Litwy Antanas Smetona, liczni litewscy dyplomaci i politycy nie zdołali utworzyć rządu na wygnaniu. Najbliżej osiągnięcia tego celu był Kazys đkirpa, który usiłował stworzyć litewski emigracyjny rząd w ... Berlinie.

Litewscy prelegenci próbowali przypisać duże znaczenie powstaniu w Kownie w czerwcu 1941 roku. W wyniku tego powstania po wycofaniu się jednostek Armii Czerwonej z Litwy powstał rząd tymczasowy, który miał za zadanie odrodzić litewską państwowość. Rząd ten, co prawda, został przez Niemców rozpędzony, ale, co dziwne, żaden z jego członków przez władze okupacyjne nie był nawet aresztowany. Strona polska zwróciła również uwagę na to, że mówiąc o znaczeniu czerwcowego powstania dla odrodzenia litewskiej państwowości, autorzy referatów pomijali sprawę masowych mordów na kowieńskich Żydach jeszcze przed wkroczeniem do Kowna wojsk niemieckich. Następnie w trakcie dyskusji naukowcy litewscy tłumaczyli, że powstańcy rozprawiali się wyłącznie z sowieckimi aktywistami, wśród których było sporo osób pochodzeniażydowskiego.

Jeszcze większe kontrowersje u polskich historyków wywołała kwestia litewskich samorządów w okresie II wojny światowej. Co prawda ich litewscy koledzy nie negowali, że samorządy były stworzone pod niemieckim protektoratem do ułatwienia władzom okupacyjnym administrowania na zajętych terenach. Jednakże te samorządy były, ich zdaniem, namiastką przyszłego państwa litewskiego. Jak powiedział dr S. Jegelevičius, samorządy były w pewnym sensie ochronnym parasolem dla ludności litewskiej w czasie wojny. "Swoja władza" pomagała przetrwać w owych niełatwych czasach. W trakcie dyskusji pan Jegelevičius zmuszony był jednakże przyznać, że czasem to przetrwanie odbywało się kosztem innych grup narodowościowych na Litwie.

Strona litewska kilkakrotnie wracała do sprawy rzekomej współpracy Wileńskiego Okręgu Armii Krajowej z Niemcami. Mimo że w referacie dr J. Wołkonowskiego dogłębnie zostały przedstawione i przeanalizowane wszystkie aspekty tego delikatnego tematu.

Rzeczywiście, w lutym 1944 roku odbyły się dwie tury rozmów między dowództwem Wileńskiego Okręgu AK i niemieckimi oficerami. Niemieckie dowództwo zamierzało nakłonić AK do walki z sowiecką partyzantką. W zamian za to Niemcy zaoferowali akowcom całkowity rozejm, obiecali wyposażyć brygady AK w broń i amunicję, zatroszczyć się o rannych. Ten krok niemieckiego dowództwa był podyktowany krytyczną sytuacją na froncie wschodnim oraz własną bezradnością wobec nasilającej się aktywności sowieckich partyzantów. Dodatkowym impulsem dla Niemców posłużyło zerwanie dyplomatycznych stosunków między polskim rządem emigracyjnym a ZSRR po ujawnieniu tragedii w Katyniu. Jednakże komendant Wileńskiego Okręgu AK pułkownik Aleksander Krzyżanowski, pseudonim Wilk, odrzucił niemiecką propozycję.

Jako jeden z głównych dowodów potwierdzających tezę współpracy AK z Niemcami dr A. Bubnys wymienił protokoły przesłuchań Aleksandra Krzyżanowskiego przez PRL - owski urząd bezpieczeństwa. Historycy polscy zauważyli, że dane, na które się powołuje Bubnys, są wybite torturami przez stalinowskich katów u akowskiego dowódcy i jest niemoralnie zsyłać się na takie źródła.

Mimo bardzo różnych podejść naukowców obydwu krajów do wielu tematów o stosunkach polsko - litewskich w okresie II wojny światowej, seminarium w Wilnie wykazało, że takie spotkania mają rację bytu. Nie zważając na uzasadnione obawy w trakcie organizowania spotkania, że seminarium stanie się przysłowiową rozmową "głuchego z niemym", okazało się, że historycy z Polski i Litwy potrafią rozmawiać między sobą językiem argumentów opartych na faktach, a nie językiem ulicy i być może z biegiem czasu dojdą do wspólnego mianownika. Dobitnym potwierdzeniem tego jest oświadczenie, wydane po zakończeniu prac seminarium, podpisane przez polską delegację i sześciu litewskich historyków.

Oświadczenie głosi, że organizatorzy i uczestnicy seminarium "Ruch oporu w latach 1939 - 1945. Polsko - litewska lekcja historii", które odbyło się w Wilnie 3 grudnia 1999 roku, są przekonani, że do kontynuowania dążenia do porozumienia i znalezienia zbliżenia stanowisk historyków Polski i Litwy niezbędne są kolejne spotkania, seminaria i konferencje na ten temat dla dobra stosunków polsko - litewskich. Za pozytywny należy uznać fakt,że wśród litewskich naukowców są ci, którzy zdobyli się na kontynuację otwartego dialogu.

Całkowitym dysonansem na seminarium zabrzmiało wystąpienie lidera "Vilnii" Kazimierasa Garđvy w stylu "najlepszych" tradycji tej organizacji. To pełne nienawiści przemówienie przypomniało niedawne wystąpienie Bernardasa đaknysa podczas prezentacji książki przygotowanej przez K. Garđvę "Armia Krajowa na Litwie". đaknys wówczas powiedział, że jeżeli będą postawione krzyże zgody, to je własnoręcznie spiłuje i spali. Jego zdaniem o wybaczeniu można będzie zacząć myśleć tylko wtedy, gdy Litwie zostaną zwrócone Puńsk i Sejny.

Wszystko to, niestety, świadczy o tym,że droga do pojednania będzie jeszcze długa i ciernista.

Na zdjęciach: akowcy witają inicjatorkę seminarium, ambasador Rzeczypospolitej Polskiej na Litwie Eufemię Tejchmann, polscy uczestnicy seminarium

Fot. Marian Paluszkiewicz

NG 50 (435)