Irena Fedorowicz
Uniwersytet Wileński

Czesław Jankowski a Juliusz Słowacki

Czesław Jankowski (1857 - 1929) należy obecnie do grona literatów zapomnianych czy też w ogóle mało znanych.

Oszmiańczuk z urodzenia, związany był z kilkoma miastami: Krakowem, Petersburgiem, Paryżem, a najdłużej - z Warszawą i Wilnem. Posiadał zarówno talent poetycki (należał w swoim czasie do autorów popularnych, wręcz zagłaskiwanych przez krytykę), doskonałe wyczucie języków obcych (tłumaczył ok. 35 autorów, głównie niemieckich i francuskich), jak też dar obserwacji, który - w połączeniu z szerokimi horyzontami myślowymi - zapewnił mu trwałą pozycję wśród znanych publicystów polskich oraz miano najwybitniejszego felietonisty wileńskiego. Ów dualizm pomiędzy Jankowskim - poetą a Jankowskim - publicystą, na który zwrócił uwagę w swoim czasie Adam Grzymała - Siedlecki, owo bycie człowiekiem XX wieku w tym, co czyni się na co dzień a "paniczykiem w żabotach, gdy zasiądzie się do krosien rytmu" - stanowi główny rys osobowości literata.

Jako poeta Jankowski debiutował w wieku 19 lat na łamach "Biesiady Literackiej" (1876). Zaczynając od 1879 roku opublikował m. in. trzy zeszyty "Poezji" (I - III), zbiorki "Capriccio", "Cykl arabesek" (1889) oraz "Rymów nieco" (1892). Siedem lat po debiucie poetyckim, w 1883 roku, rozpoczął działalność publicystyczną na łamach "Kuriera Warszawskiego", a następnie - powstałego na jego miejscu "Kuriera Codziennego" (był jego kierownikiem literackim, a w latach 1890 - 1893 - sekretarzem). Współpracował również z "Tygodnikiem Ilustrowanym", "Ateneum", petersburskim "Krajem", ale jak twierdzi R. Jurkowski, do 1889 roku wciąż był bardziej poetą niż dziennikarzem. Niemniej jednak publicystyka pochłaniała go coraz bardziej: ostatnie zbiorki poetyckie "Wiersze niektóre" (Kraków 1913) oraz "Quasi una fantasia" (Warszawa 1916) zawierają już niemal wyłącznie przedruki utworów z wcześniejszych tomików. Obchodzący w 1926 roku jubileusz 50 - lecia działalności literackiej Czesław Jankowski swoje osiągnięcia poetyckie z perspektywy lat określił lakonicznie:

"Ot, zabawa to była i tyle - dała przelotne chwile rozgłosu, a potem legła w niepamięci..."

To prawda, że w poezji nigdy nie osiągnął tego poziomu, co w dziennikarstwie, gdzie uchodził za publicystę błyskotliwego, piszącego na sposób zachodni, a przede wszystkim - wszechstronnego. Pisywał nie tylko felietony, ale też przeglądy polityczne, recenzje literackie, malarskie, teatralne, korespondencje z podróży itp. Nie zmienia to faktu, iż przez przedstawicieli swego pokolenia był kojarzony głównie jako poeta, przyjaźnił się z wieloma kolegami po piórze, m. in. Marianem Gawalewiczem, Zenonem Przesmyckim, Adamem Asnykiem (był on ojcem chrzestnym córki Jankowskiego, Ewy). Utrzymywał kontakty osobiste i korespondencyjne z przedstawicielami starszego pokolenia romantyków: Teofilem Lenartowiczem, Józefem Ignacym Kraszewskim, a przede wszystkim Adamem Edwardem Odyńcem, który wspierał go cennymi uwagami dotyczącymi warsztatu liryka (własnoręcznie poprawiał pierwsze wiersze Jankowskiego) oraz utorował mu drogę do warszawskiego salonu Deotymy (JadwigiŁuszczewskiej). Nie jest więc sprawą przypadku, iż w poezji Jankowskiego ujawnia się sporadycznie wpływ tradycji romantycznej. Tak np. jego debiutancki wiersz pt. "Piosnki i ludzie", zamieszczony nałamach "Biesiady Literackiej", jest inspirowany poezją Władysława Syrokomli. Podobną rolę odegrała również twórczość Juliusza Słowackiego, a przede wszystkim jego "Hymn o zachodzie słońca" ("Smutno mi, Boże"), powstały podczas podróży poety w 1836 roku do Aleksandrii w towarzystwie Stefana i Aleksandra Hołyńskich oraz Zenona Brzozowskiego. Będąc pod wrażeniem "Hymnu" Słowackiego, Jankowski napisał własny, krótszy pt. "Smutno mi, Boże". Znalazł się on w zeszycie I "Poezji" Jankowskiego, wydanym w Warszawie w 1879 roku. Wiersz ten stanowi nawiązanie do utworu Słowackiego nie tylko ze względu na tę samą formę gatunkową, tytuł oraz identyczne powtórzenia w 6. wersecie: "Smutno mi, Boże". "Ale wbrew poetyce hymnu tradycyjnego, zarówno u Słowackiego, jak też u Jankowskiego monolog - medytacja nie ma charakteru rezygnacji, lecz odwrotnie - przybiera formę wyzwania czy też - jak proponuje W. Kubacki - polemiki ideologicznej". Zdaniem Kubackiego, w "Hymnie" Słowackiego została ukazana sytuacja, gdzie "Bóg jest tylko po to,żeby człowiek mógł mu powiedzieć, iż wszystko się dzieje na opak w jego cudownie urządzonymświecie (...)". Uwaga ta w pełni pasuje również do wiersza Jankowskiego pt. "Smutno mi, Boże", gdzie zarzut wobec Boga jest wypowiedziany wprost:

Po coś mi oczy przedwcześnie otworzył
Na przepełnionyświat cudy twojemi?
Po coś mi, Boże, w duszę zachwyt włożył,
Zachwyt dla ziemi?

Z zainteresowania Jankowskiego twórczością Juliusza Słowackiego zrodził się jeszcze jeden wiersz, ale tym razem jedynie nawiązujący do dzieła Wieszcza. Jest to wiersz zapisany w 1905 roku w albumie panny Z. K. (chodzi tu o Zuzannę Krausharównę, późniejszą Rabską (1882 - 1960) - nowelistkę, poetkę, autorkę książek dla dzieci), a zamieszczony później w zbiorku poezji "Wiersze niektóre" (Kraków 1913). Wiersz ten stanowi jedynie luźne nawiązanie do dramatu Juliusza Słowackiego "Balladyna". Autor przywołuje imiona dwojga bohaterów tego utworu - Goplany i Skierki:

Pamięta Pani, jak Goplana Skierce
Każe po kwiatki biec, po muszki złote?
Pani! Gdym niegdyś kochał się w pasterce,
Z rozkoszą taką spełniałem robotę.
Bywało wieńczyk z niezabudek splotę
I niosę... wierząc w tkliwe niewiast serce.
Dziś mariwodaż [afektowna galanteria, manieryczność - I. F.]
Tym, co we wspomnień już odeszli ciszę.
Są, których spokój taki niepokoi,
Są, co brzdąkają w bezdźwięczne klawisze
I piszą jeszcze wiersze... Ja - nie piszę.
Pani! Są różni wielbiciele twoi.

Okazuje się, że w dramacie "Balladyna" brak jest fragmentu mówiącego o zleceniu Skierce przez Goplanę zbierania kwiatów. Takie polecenie otrzymuje nie Skierka, lecz Chochlik: "Narwij mi róż, Chochliku! poleciał mój wianek [z uśpionych jaskółek - I. F.]" (akt I, scena 2), co ten kwituje mruknięciem: "Już się zaczyna praca". Później Goplana karci Chochlika za przyniesienie chwastów i pokrzyw (s. 147). Być może chodzi o kwiaty do wianków, które Skierka - na rozkaz Goplany - zakłada na głowy Aliny i Balladyny, wtedy, gdy w chacie wdowy zjawia się Kirkor (akt I, scena 3, s. 153). Nie ma też w dramacie "Balladyna" żadnej wzmianki o "złotych muszkach". Wygląda na to, że Jankowski nie znał dobrze tekstu i potraktował ten wątek w sposób dowolny.

Nie zapominał o Wieszczu, ani o jego twórczości również Jankowski - publicysta.

W kwietniu 1899 roku, z okazji 50. rocznicy śmierci Juliusza Słowackiego, Jankowski pełniący wówczas czasowo obowiązki zastępcy redaktora petersburskiego tygodnika "Kraj", opublikował na łamach tego pisma szkic pt. "Życie poety", w którym złożył hołd Słowackiemu jako "jednemu z największych artystów poetyckiego słowa, jakich świat wydał". Autor ubolewał nad tym, że dotychczas twórczość Słowackiego nie doczekała się wyczerpujących opracowań, nie mówiąc już o uwiecznieniu go w postaci pomnika, na co zasługuje jako jeden z twórców najbardziej zasłużonych dla kultury polskiej. Jankowski uznał Słowackiego za równego Mickiewiczowi i Krasińskiemu, a nawet stwierdził, iż być może przewyższa tego pierwszego, jeżeli chodzi o wpływ na "nastrój w duchu i w formie poezji polskiej". Niewiele natomiast miejsca poświęcił Jankowski roli Wilna i okresu wileńskiego w życiu poety, temat ten wręcz zbagatelizował:

"Powiedzieć niemal można: wpływ stanowczy miało na Słowackiego nie słuchanie w ciągu lat czterech (1824 - 1828) wykładów uniwersyteckich, nie zetknięcie się z bujnem życiem koleżeńskim ówczesnym, jeno drobne na pozór wypadki życia własnego, pierwsza miłość, przyjaźń z egzaltowanym Szpitznaglem".

Jako najważniejszy rezultat pobytu Słowackiego w Wilnie, Jankowski uznał wczesne i szybkie rozwinięcie się w nim "wszystkich darów wrodzonej bujnej i artystycznej natury", co później miało zaowocować zamiłowaniem do przebywania w świecie wyobraźni. Znacznie większą rolę publicysta przypisał pobytowi Słowackiego za granicą, podróżom dalszym i bliższym, kontaktom z bratnimi duszami. Za jedno z najprzedziwniejszych dzieł Wieszcza Jankowski uznał poemat "Anhelli", a za utwór jedyny w swoim rodzaju (na skalę literatury światowej!) - "Hymn o zachodzie słońca...", "Króla Ducha" natomiast określił jako dzieło "wspaniałe miejscami, ale chaotyczne".

Słowacki i jego twórczość znalazły się w centrum uwagi w roku 1909, przy okazji obchodów 100. rocznicy urodzin i 60. - śmierci poety. Obchodom tym, które osiągnęły skalę krajową, towarzyszyły burzliwe debaty nad sposobem uwiecznienia Wieszcza i miejscem jego pochówku, po planowanym sprowadzeniu prochów z Francji.

Miał swój udział w obchodach rocznicowych również Czesław Jankowski, mieszkający wówczas w Warszawie. Był on członkiem powołanego w kwietniu 1909 roku Komitetu Obywatelskiego ds. sprowadzenia prochów Słowackiego do kraju, a także autorem komentarzy do obrazów inspirowanych twórczością Wieszcza, których reprodukcje znalazły się w "Albumie sztuki polskiej i obcej" (zeszyt 9), wydanym w 1909 roku przez Towarzystwo Akcyjne S. Olgelbranda i synów.

Wydawcy nieprzypadkowo wybrali Jankowskiego na autora przedmowy do albumu oraz komentarzy. Miał on bowiem za sobą spore doświadczenie jako recenzent pisujący na tematy dotyczące malarstwa dla "Ateneum" i "Tygodnika Ilustrowanego" oraz jako jeden (na równi z Wojciechem Gersonem i Stanisławem Witkiewiczem) z kierowników działu sztuk pięknych w "Kurierze Warszawskim". Niewątpliwie miało znaczenie również to, że Jankowski był malarzem amatorem, uczniem Stanisława Witkiewicza.

W przedmowie do "Albumu sztuki polskiej i obcej" Jankowski stwierdza, iż ilustrowanie dzieł Słowackiego jest zadaniem niezwykle trudnym, bowiem poeta sam był uzdolnionym malarzem, doskonale znał się na kombinacjach kształtów i kolorów. W rezultacie więc jego opisy wprost zaskakują malowniczością i malarskością, a postaci "mienią się zawsze doborem najwyszukańszych barw, stoją w nadzwyczajnym świetle lub w misternych załamywaniach świateł i cieni". Autor przedmowy przytacza wypowiedź na ten temat jednego z malarzy (i literata jednocześnie), Antoniego Gawińskiego:

"Gdyby malarze polscy tak malowali, jak widział Słowacki, sztuka nasza rodzima nie miałaby równej na świecie."

Jankowski zwraca również uwagę na to, że świata fikcyjnego Słowackiego (w odróżnieniu np. od Mickiewicza) nie sposób jest ująć w kształty realne, gdyż jest on cały "przestylizowany indywidualnością poety, jego oryginalnym, poetyckim na świat patrzeniem", co stanowi dla ilustratora dodatkowe utrudnienie. Zdaniem publicysty, malarz będzie w stanie sprostać stawianym mu wymaganiom tylko wtedy, jeżeli pomiędzy nim a Słowackim zaistnieje swoiste "pokrewieństwo duchowe". Takowe pokrewieństwo z poetą dostrzega Jankowski u swego przyjaciela z okresu studiów w Krakowie, Jacka Malczewskiego.

"Album sztuki polskiej i obcej" zawiera 5 ilustracji: "Smutno mi, Boże" Władysława Wańkiego (inspirowaną przywoływanym niejednokrotnie "Hymnem o zachodzie słońca"); "Śmierć Ellenai" Jacka Malczewskiego, powstałą pod wpływem poematu "Anhelli"; "Córka króla Lecha" Artura Grottgera, nawiązująca do "Króla Ducha" oraz "Balladyna" Leona Wyczółkowskiego i "Kirkor u wdowy" Czesława Tańskiego, będące impresjami malarskimi na temat dramatu "Balladyna". Każda ilustracja została opatrzona przez Jankowskiego komentarzem, który stanowi omówienie wyeksponowanego przez autora fragmentu dzieła literackiego, uzupełnione cytatami z utworu, a niekiedy też - informacją na temat okoliczności powstania tegoż utworu bądź obrazu. Tak na przykład Jankowski dosyć drobiazgowo omawia okoliczności powstania "Hymnu" Słowackiego, próbuje oddać atmosferę podróży morskiej, ale też analizuje pomysł artysty malarza, aby przedstawić poetę nie na statku, lecz na jednomasztowej łodzi rybackiej, co ma służyć bardziej wyrazistemu uplastycznieniu jego samotności. Komentarz do obrazu olejnego "Śmierć Ellenai" z kolei zaczyna autor od opisu przedstawionej sceny oraz krótkiej charakterystyki losów bohaterki. Cytując pełną uznania wypowiedź Zygmunta Krasińskiego na temat opisu sceny śmierci Ellenai, Jankowski uzupełnia ją własnymi dygresjami:

"Obraz ma w sobie surową patetyczność sceny, rozgrywającej się w krainie dziewiczej, dzikiej, gdzie uczucia ludzkie dorastają do bezwzględności i potęgi miejscowej przyrody. Nie przedziwna elegijność poematu Słowackiego natchnęła malarza, nie bajeczna gra kolorów, lecz natchnęła go groza, uderzająca z kart niektórych. Zda się, że moce jakieś żywiołowe działają; przyszły niepodzielnie od słowa i z istot ludzkich uczyniły - nadludzi."

Mniej udany jest komentarz do obrazu "Zamordowana Alina" Leona Wyczółkowskiego. Uzupełniony dwoma cytatami z dramatu "Balladyna", dotyczy oceny koncepcji malarza, aby ukazać bohaterkę widzianą oczami Filona (Jankowskiemu przypomina ona z kolei w tej scenie Ofelię). Wniosek został ujęty w jednym zdaniu:

"Nastrój elegijny przenika obraz, cały trzymany w charakterze wizjonerskim, doskonale przystosowanym do ogólnego stylu fantastycznej tragedii Słowackiego, obdarzonej wewnętrzną siłą urągania się z tłumu ludzkiego, z porządku i ładu, jakim się wszystko dzieje na świecie".

Podobnie jest w przypadku rysunku Artura Grottgera "Córka króla Lecha". Trudno jest oceniać komentarze Jankowskiego. Z pewnością ujawniają one zdolności autora jako publicysty i znawcy sztuk plastycznych, ale też nie stanowią dzieł błyskotliwych czy nowatorskich.

Kolejna (i ostatnia) przygoda Czesława Jankowskiego ze Słowackim miała miejsce już w roku 1927, przy okazji dojścia do skutku - planowanego od 1909 roku - sprowadzenia z Francji prochów poety. Jankowski miał wówczas 70 lat, rok wcześniej uroczyście obchodził jubileusz 50 - lecia działalności literackiej. Nie zważając na wiek, był stałym współpracownikiem wileńskiego "Słowa", redagowanego przez Stanisława Cata Mackiewicza, zyskał sobie miano nestora dziennikarzy wileńskich oraz "wyraziciela opinii wileńskiej w rzeczach sztuki".

Zaczynając od kwietnia tego roku, odkąd oficjalnie podano do wiadomości, iż długooczekiwane sprowadzenie prochów Słowackiego do kraju ma wkrótce nastąpić, Jankowski opublikował na łamach dziennika "Słowo" kilka felietonów na ten temat. W kwestii miejsca pochówku "barda narodowego najwyższej miary", jak określił Słowackiego Jankowski, opowiedział się zdecydowanie za katedrą na Wawelu, a tym samym wystąpił przeciwko projektowi promowanemu przez Straż Piśmiennictwa Polskiego [zalążek Akademii Polskiej, zrzeszającej najbardziej zasłużonych literatów - I. F.] złożenia prochów poety w podziemiach warszawskiej katedry św. Jana. Jankowski uznał argumenty członków Straży Piśmiennictwa Polskiego o rzekomym umiłowaniu przez Słowackiego Warszawy za mało przekonujące. Jego zdaniem, wtedy gdy Słowacki woła: "Ja nie wierzę, abyś ty się, Warszawo, zlękła carskiego czoła i carskich rycerzy...", ma na myśli nie konkretnie stolicę, lecz Polskę w ogóle, jest więc dla niego Warszawa symbolem politycznym kraju.

Jankowski zaapelował do czytelników, aby podczas uroczystości towarzyszących sprowadzeniu prochów Słowackiego do kraju, które obejmą wszystkie środowiska twórcze w całej Polsce, nie zabrakło udziału Wilna. Apel ten odniósł skutek: 14 czerwca, w dniu ekshumacji prochów Wieszcza z paryskiego cmentarza, w kaplicy na wileńskiej Rossie odbyło się nabożeństwo żałobne, w którym wzięli udział przedstawiciele władz miejskich, literaci, dziennikarze oraz naukowcy z Uniwersytetu Stefana Batorego. Po nabożeństwie uczestnicy ceremonii zebrali się przy grobie ojca poety, Euzebiusza Słowackiego, w celu pobrania ziemi, która miała być złożona wraz z trumną w krypcie na Wawelu (podobnie w Krzemieńcu pobrano ziemię z grobu Salomei Becu, matki Wieszcza). Skrzynkę z ziemią z grobu Euzebiusza Słowackiego, umieszczoną w specjalnej szkatułce, prof. Stanisław Pigoń przechowywał na uniwersytecie (w rektoracie) do chwili zabrania jej przez delegację wileńską do Krakowa. Gdy Jankowski następnego dnia relacjonował na łamach "Słowa" przebieg ceremonii, która miała miejsce na cmentarzu Rossa, prawdopodobnie nie wiedział jeszcze, że to on właśnie - na równi z Witoldem Hulewiczem - dostąpi zaszczytu niesienia owej szkatułki z ziemią podczas uroczystości krakowskich w dniu 28 czerwca 1927 roku.

Uroczystości krakowskie, a także powiązane z tą okolicznością - wileńskie, znajdowały się w centrum uwagi prasy w całym kraju. Przebieg tych uroczystości relacjonowało również wileńskie "Słowo".
Felieton Jankowskiego o wrażeniach krakowskich ukazał się na łamach dziennika stosunkowo późno, dopiero po upływie 2 tygodni. Został on zamieszczony w pięciu odcinkach (nr 156 - 160) pod tytułem "U prochów Słowackiego". Jankowski przedstawia bieg wydarzeń w porządku chronologicznym, od momentu oczekiwania na przystani w pobliżu Mostu Poniatowskiego w Warszawie na przybycie z Gdyni statku (o nazwie "Mickiewicz"!) z hebanową trumną za szczątkami Słowackiego (26 VI), towarzyszenie konduktowi pogrzebowemu w drodze do katedry św. Jana, aż po powitanie zgotowane przez krakowian na ulicy Lubicz (27 VI) i przebieg głównych uroczystości w dniu 28 VI. Cytuje również fragmenty rozmowy z Janem Lechoniem, który wraz z Arturem Oppmanem był bezpośrednim świadkiem ekshumacji prochów Słowackiego, a następnie eskortował je do kraju.

Wcześniej, w dniach 6 - 7 lipca, Jankowski opublikował w dwóch odcinkach artykuł pt. "Ostra Brama i Słowacki w wydawnictwach okolicznościowych", w którym dokonał przeglądu nowości edytorskich związanych z ostatnimi wydarzeniami, jak też podsumował udział w nich Wilna. Okazało się, że udział ten w przypadku uroczystości związanych ze sprowadzeniem prochów Słowackiego w skali kraju nie został dostrzeżony. Czesław Jankowski skomentował ten fakt z najwyższym smutkiem:

"Ile to w prasie napisano - o Krzemieńcu! Posypały się opisy, wspomnienia, widoki. A o Wilnie, które stokroć bardziej zaciążyło na Słowackiego organizacji duchowej i na jego twórczości... ledwie, ledwie. Ktoś tam gdzieś coś bąknął.

Wilnu naszemu zawsze wiatr w oczy."

Narzekania Jankowskiego były uzasadnione. Udział Wilna w wydawnictwach okolicznościowych okazał się również znikomy. Publicysta próbował więc sam wypełnić lukę w tym zakresie: napisał broszurę pt. "O Słowackim", wydaną przez Wileński Komitet udziału w obchodzie złożenia na Wawelu prochów poety. Wspomniana broszura czy jak chce autor - "książeczka", omawia w sposób dostępny "najprostszemi słowy" dzieje życia i twórczości Słowackiego ze szczególnym uwzględnieniem okresu wileńskiego, któremu (inaczej niż w szkicu z 1899 roku) przypisuje niezwykle istotną rolę.

Jankowski zaczyna od określenia istoty bycia poetą oraz porównania dwóch największych romantyków - Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego. Jego zdaniem, Słowacki jest równy Mickiewiczowi pod względem płomiennego patriotyzmu, ustępuje mu "niezłomnym ducha majestatem", ale za to prześciga - "porywającą pięknością poetycką wszystkiego, co pisał, tudzież lotnością wyobraźni, dla której zdają się granice nie istnieć".

Mówiąc o okresie wileńskim, Jankowski celowo pomija drażliwe tematy (sprawę śmierci ojczyma, kontaktów rodziny z ludźmi z otoczenia senatora Nowosilcowa), a niekiedy wręcz podaje błędne informacje. Tak np. twierdzi, iż chrzest przyszłego poety "z oleju" odbył się w kościele św. Michała, gdy tymczasem wiadomo, że miało to miejsce w kościele akademickim św. Jana. Podkreśla natomiast, że tu w Wilnie, zaczęły się kształtować cechy osobowości poety (m. in. samotność z wyboru, przeświadczenie o wyznaczonym mu posłannictwie) oraz zainteresowania artystyczne (literaturą, teatrem, muzyką, malarstwem), a przede wszystkim - talent poetycki, który - zdaniem Jankowskiego - osiągnął potem szczyt w "Beniowskim". W atmosferze wileńskiej widział też przyczynę zainteresowań Słowackiego mesjanizmem, czego owocem jest "Genezis z ducha", będący kluczem do zrozumienia innych jego dzieł.

Czesław Jankowski kończy swoją książkę słowami:

"W dniu 3 IV 1849 roku, po odbyciu spowiedzi i przyjęciu Komunii, przy zupełnej przytomności umysłu, w podniosłym nastroju religijnym, wsparty na rękach obu najbliższych swoich przyjaciół, późniejszego arcybiskupa warszawskiego Felińskiego i Francuza Pettiniaud'a - Juliusz Słowacki oddał Bogu ducha."

Dwa lata po ukazaniu się wspomnianej książki oraz 80 lat pośmierci Juliusza Słowackiego, w podobnej atmosferze, w obecności księdza Waleriana Meysztowicza orazświeżo poślubionej młodziutkiejżony Jadwigi, oddał Bogu ducha również Czesław Jankowski. Obu poetów połączyły nie tylko te same miasta (Wilno i Warszawa), zamiłowanie do poezji i malarstwa, ale również okolicznościśmierci...

NG 50 (435)