Weronika Wojciuk

Stracone dziewczyny

_ Wyjść za mąż? Nie! Nigdy! - 16 - letnia Wiktoria patrzy na mnie z wielką goryczą. - Czy potrafię zapomnieć o tym, jak ojciec zarzucił mi pętlę na szyję i ciągał po podłodze? Oczywiście, są normalne rodziny, ale, niestety, bardzo mało.

Podobnie negatywny stosunek dożycia ma większość dziewcząt kolonii poprawczej, którą pewnego razu zwiedziłam.

* * *

Spytałam Auszrę (lat 15):

- Co możesz powiedzieć o swojej mamie?

- Jak sięga moja pamięć, a pamiętam rozmaite wydarzenia od wieku sześciu lat, mama ciągle mnie biła. Przy tym biła bez żadnego powodu: za to, że nie wrzuciłam do kosza na śmieci papierka od cukierka, lalkę nie tak położyłam... Biła kijem, pogrzebaczem, żelazkiem, wszystkim, co było pod ręką. Poza tym boleśnie mnie... gryzła. Wiecznie chodziłam posiniaczona, ze śladami ukąszeń. Dopóki żyła babcia, zawsze stawała w mej obronie, ale ona zmarła. Zaczęłam się bić z innymi dziećmi bardzo wcześnie. Początkowo biłam rówieśników w przedszkolu, potem w szkole. Często opuszczałam lekcje, uciekałam z domu. Wreszcie trafiłam tutaj. W kolonii jest nieźle, ale i stąd już dwukrotnie uciekałam. Mieszkałam albo u przyjaciela, albo u matki. Teraz moja mama jest bardzo chora, chociaż ma zaledwie 36 lat. Ma otwartą gruźlicę, jest na rencie inwalidzkiej. Kiedy wyjdę na wolność, będę się nią opiekowała, przecieżżal mi jej. Dawno wybaczyłam wszystkie wyrządzone mi krzywdy.

- A dlaczego masz na rękach ślady od poparzeń?

- W ten sposób gaszę papierosa.

- Dlaczego?

* * *

Rita (lat 15):

- Pochodzę z rejonu wileńskiego. Miałam ojca, matkę, brata i cztery siostry. Rodzice co prawda bardzo pili, ale nie głodowaliśmy. Kiedy miałam lat 11 mój ojciec powiesił się, a wkrótce i mama. Początkowo mieszkałam u babci, potem wzięła mnie do siebie starsza, już zamężna siostra. Ale jej mąż zaczął mnie bić. Przestałam chodzić do szkoły, uciekałam z domu. Pewnego razu siostra mi powiedziała: "Lepiej się wynieś, gdyż mój mąż może kiedyś cię zabić!? Wyniosłam się z mieszkania siostry. Poszłam donikąd. Tutaj jestem już 7 miesięcy. Nie mogę powiedzieć, że jest mi w tym domu źle, marzę jednak o wolności.

- Co zamierzasz robić po wyjściu z kolonii?

- Pojadę na wieś do babci. Tam będę mieszkać i dużo zarabiać!

* * *



Dziewczęta z kolonii poprawczej, która przed kilku laty była przemianowana w dom opieki specjalnej nad nieletnimi, zrządzeniem losu pochodzą z rodzin aspołecznych. Wiek znajdujących się tu dziewcząt - od 14 do 18 lat. Bijatyki i wymyślania pijanych słyszały one od najmłodszych lat. A potem i same zaczynały pędzić beztroskie życie: "hulać", kraść, "szukać prawdy" za pomocą pięści. A finał - pobyt w tym domu. Przysyłają je tu komisariaty policji, komisje ds. nieletnich, służba ochrony praw dziecka. Często się zdarza,że dziewczęta przychodzą same i proszą o przytułek.

Cały teren domu otacza wysokie ogrodzenie. Każde okno okratowane. Dlatego słońce i sąsiednia ulica oraz drzewa - wszystko widać tylko przez kratę. Co prawda dziewczęta nie są pozbawione tu rzeczy najniezbędniejszych: w pokojach jest czysto, uczą się w szkole, pracują w dziale krawieckim. Do ich dyspozycji - jadłodajnia, ambulatorium medyczne. A jednak pozbawione są rzeczy najważniejszej, co człowiek żyjący w warunkach normalnych uważa za zrozumiałe samo przez się - wolności. Tutaj one nie decydują o sobie, nie dysponują swoim czasem. Bez przesady można powiedzieć, że każdy ich krok jest reglamentowany i kontrolowany. Jeżeli się dopuszczają wykroczenia, są karane. Dawniej winowajczyni obcinano włosy "na goło" i sadzano do karceru "na chleb i wodę". Nowa dyrektor domu pani Wida zniosła karę sadzania w karcerze, ponieważ uważa, że nic prócz szkody to nie daje.

- Nasze dzieci - opowiadała pani dyrektor - i tak są surowo ukarane przez los i rodziców. Przecież wiele z tych 14 -, 16 - latek tyle widziało w swym życiu, o czym wiemy jedynie z książek czy filmów zgrozy. Smak wódki i papierosa są już im znane w klasach początkowych. Liczne zostały zgwałcone przez swych ojczymów, lub koleżków ojczymów. Pewna piętnastolatka trafiła do nas będąc już w piątym mięsiącu ciąży, urodziła i została tu ze swoją córeczką.

* * *

... Dawniej myślałam o tych dziewczętach jako o rozwiązłych, hultajkach, złodziejkach, których wątpliwe czy coś może poprawić. A właściwie co robimy w tym kierunku, żeby nie było kolonii, w których przebywają odizolowane od społeczeństwa nastolatki? Jeszcze z lat studiów utkwiła mi w pamięci myśl znanego pedagoga N. Suchomlińskiego o tym, że przyczyn "trudnych" wychowawczo nastolatek należy szukać we wczesnym dzieciństwie - od roku do ośmiu lat.

Poprosiłam Laurę (lat 14), by opowiedziała o wszystkim najlepszym, co ją spotkało do wieku 8 lat.

Dziewczynka milczy, intensywnie stara się przypomnieć sobie cokolwiek bądź dobrego, ale bez skutku. Zadałam takie pytanie jeszcze trzem dziewczynkom - wynik ten sam. Wszystko jest zrozumiałe: pijani rodzice, którym dzieci są ciężarem, albo w ogóle bez rodziców - dzieciństwo w domu dziecka.

* * *

Wychowawczyni psycholog pani Wera opowiadała, że po ukończeniu wydziału psychologii uniwersytetu otrzymała skierowanie do pracy właśnie do tej kolonii. Przez wiele lat pracowała tu jako psycholog jej mama. Pani Wera przed półtora rokiem znalazła dobrze opłacaną, spokojną pracę. Szybko jednak zrozumiała,że los tych dziewcząt nie jest jej obojętny i dlatego wróciła.

- Jestem w pracy nie od i do, lecz tyle, ile trzeba. Rzadko który dzień mija u nas bez wydarzeń. Większość dziewcząt cierpi na odchylenia w rozwoju psychicznym, dlatego tak boleśnie reagują one na wszystko. W nocy często prześladują je koszmarne sny, strach, wołają przez sen. To właśnie są skutki życia w domu rodzicielskim, jeżeli tak można nazwać miejsce, gdzie te bezbronne istoty były męczone przez swych najbliższych - matkę, ojca. Nie mogę powstrzymać łez, gdy czytam życiorysy swych podopiecznych. Jakże ważną rzeczą jest uważne ich wysłuchanie, znalezienie słów pociechy, dodanie otuchy! Kocham te dziewczęta, żałuję ich i nie są to czcze słowa. One również, tak mi się wydaje, darzą mnie zaufaniem. Sądzę tak na podstawie szczerych rozmów, które prowadzimy. Ciągle zwracam ich uwagę na to, że życie ich kiedyś się zmieni, będą kochane. Zgadzam się całkowicie ze starszymi pedagogami, że wokół "trudnej" dziewczyny powinno się stworzyć atmosferę budzącą dobre uczucia. Szacunek do dziewczyny powinien iść w parze z wysokimi wymaganiami, a dopiero po tym należy zmusić wychowankę do tego, by się zastanowiła: jak żyję? Z czym przyjdę do ludzi?

* * *

Wśród dziewcząt są pełne sieroty. Dawniej, za czasów sowieckich, otrzymywały one skierowanie do pracy w przedsiębiorstwach przemysłowych, które miały bursy. Na początku sieroty zaopatrywano w odzież i pieniądze. Teraz wszystko się zmieniło. Bursy, jak wiadomo, zostały sprywatyzowane. Kupić albo otrzymać mieszkanie - to dla sieroty utopia.

Nader ostry jest problem zatrudnienia dziewcząt po ich wyjściu z kolonii. Tak się składa, że znowu czeka ich los włóczęgi, złodzieja, prostytucja...

Nic w tym dziwnego, że wśród nieletnich rośnie przestępczość. Przy tym kobiety przestępcy, jak twierdzą psychologowie, są bardziej okrutne niż mężczyźni. Pamiętacie Auszrę, którą biła i raniła rodzona matka? A przecież jej matka wiele lat spędziła w tej właśnie kolonii poprawczej. Wynika stąd, że historia może się powtórzyć...

Któż może wiedzieć, kiedy uda się wyrwać z tego zaczarowanego koła? Trzeba, a jest to po prostu konieczne, by ludzie odizolowani na pewien czas od społeczeństwa, po zwolnieniu mieli dokąd wracać. Powinni mieć pracę, dom, zespół pracowniczy. Nastolatek po odsiedzeniu kary nie powinien zostać sam. Przecież większość spośród zwolnionych pragnie pracować, znaleźć miejsce w życiu. Obojętność dorosłych niweczy pragnienie nastolatków rozpocząć nowe życie..

Fot. Bronisława Kondratowicz

NG 51 (436)