Jan Trawiński

Dusza Narodu

Oto bowiem kilka dni temu byłem w redakcji "Myśli Polskiej", gdzie zobaczyłem kwietniowy egzemplarz prowadzonej przez Państwo "Naszej Gazety". Podarowano mi go. Przeczytałem uważnie, z zainteresowaniem i jestem pełen podziwu wobec i szaty graficznej i treści. Gratuluję.

Nie zastanawiając się długo postanowiłem napisać do pańskiego tygodnika. Ponieważ z wykształcenia jestem historykiem, a z zawodu dziennikarzem piszącym jako "wolny strzelec" do różnych tytułów prasy polskiej, przede wszystkim tej antykomunistycznej i prawicowej.

Dla osób wierzących wszystko jest jasne. Dusza to niematerialny pierwiastek ożywiający z woli Boga ciało ludzkie i opuszczający je w chwili śmierci. Ludzie niewierzący niech tkwią w niepewności - to ich bowiem sprawa.

My, Polacy, w ogromnej większości chrześcijanie, ciągle zadajemy sobie pytanie o kapitalnym dla nas znaczeniu. Czy istnieje zbiorowa Dusza Narodu? Według mnie tak, choć wiem, iż jest to twierdzenie raczej literackie, metafizyczne, takie ku pokrzepieniu serc, choć bez wątpienia areligijne, bo owa dusza jest "jednostkowa", dana każdemu z osobna.

Ale Polacy rozsiani po całym świecie powinni wierzyć w Duszę Narodu. Taka wiara będzie nas łączyć, a Stwórcy nie zawadzi. Tak sądzę. Dochodzą do Polski wiadomości, iż Polakom na Litwie nie jest łatwo. Sprawy szkolnictwa, kwestia funkcjonowania języka ojczystego, problemy własności, rachunki z przeszłości. O tych skomplikowanych kłopotach można mówić i myśleć nieskończenie. Nawet trzeba!

Sięgnijmy więc do historii. Józef Piłsudski w jednym ze swych felietonów w krakowskim "Naprzodzie" w roku 1903 pisał tak: "... polem jest dusza narodu, narodu, rozumianego nie jako kasta, nie jako cieniutka warstwa ludzi, uposażonych w bogactwa i wykształcenie, lecz jako ogromny, wielomilionowy konglomerat ludzi, związanych wspólną mową, historią i poczuciem przynależności do tego, a nie innego narodu, konglomerat, w którym olbrzymią większość stanowi lud pracujący wiejski i miejski. Ta dusza, tak długo w bierności pogrążona, budzić się zaczyna. A przecież wszystkie złe duchy naszej przeszłości i teraźniejszości - ciemnota i niewola, knut najezdnika i interes wyzyskiwacza - sprzysięgły się, by tę duszę w bezwładnej bierności utrzymać. I jeśli obecnie jesteśmy świadkami tego, że "lud drga i szumi, jak fala wód", to należy to zawdzięczać "gorącemu oddechowi słowa", słowa demokratycznego, nawołującego do samodzielnego życia. A słowo to jest w zaborze rosyjskim przede wszystkim słowem drukowanym..." Tak pisał już w trakcie działalności konspiracyjnej, na długo przed czynem, który zrodził II Rzeczpospolitą.

W przemówieniu wygłoszonym 15 listopada 1925 roku, już w wolnej Polsce mówił tak: "Tyleśmy wszyscy przeboleli i tak przemęczyli swe dusze zgniecione cieniem mrocznej bezsilności w dobie po ostatnim powstaniu narodu, że gdy chwila odrodzenia przyszła - a przyszła jednak nagle i niespodziewanie - zdawało mi się, że na straży tego odrodzenia stoją wielkie dusze z epoki dawnej mocy Rzeczypospolitej i z mniej dawnych porywów do odrodzenia, które umiały ślady naszego bytowania w świecie ongiś znaczyć nie tylko dziełem miecza, lecz i kulturą, szanowaną ongiś na świecie całym... /.../ Chciałem więc wierzyć mocy własnej naszej polskiej duszy, chciałem ufać, że zdołam zapomnieć o zawodach przeszłości i skrzepić samego siebie, widząc, jak słońce stapia lody duszy - zdawałoby się - już niezdatnej do życia i że dusza polska rozbłyśnie dawnym pięknem...".

Naturalnie można być zwolennikiem Marszałka, można nim nie być.

To kwestia zapatrywań, znajomości historii i jej oceny wreszcie. Nie wolno jednak słowom, które zacytowałem, nie przyznać, oprócz wartości czysto literackich, słuszności i oryginalności oglądu spraw polskich, spraw naszych.

Myślę, iż wiele z przemyśleń Marszałka dla Polonii i tej na Zachodzie i tej na Wschodzie to swojego rodzaju przesłanie, iż choć Polakiem często bywa być ciężko, to jednak warto ową polskość pielęgnować. Zacisnąć zęby i trwać.

Historia zbyt "obcesowo" traktowała i ... traktuje nasz Naród. 123 lata zaborów, okresowo powtarzające się zrywy niepodległościowe, wreszcie zbrodnia najazdu niemiecko - sowieckiego z 1939 roku i pół wieku komunizmu z ciągle działającymi jego epigonami. Chyba już tego wystarczy... A więc ciągle liczmy na to, iż ?dusza polska rozbłyśnie dawnym pięknem".

Ja jestem optymistą. "Złe duchy naszej przeszłości" odejdą. Potrzeba tylko mądrej pracy i ufności.

NG 52 (437)