Kęstutis Petrauskis

Litewski feudalizm

"Saulëlydis'" ("Zachód słońca") - tak będzie się nazywała komisja, którą tworzy premier Andrius Kubilius. Ma ona zrewidować zarządzanie państwem, likwidować dublujące się wzajemnie instytucje, zmniejszać napęczniałą liczbę biurokratów.

Nazwa jestładna, brzmi po amerykańsku. Obietnice również. Ale, ile już takich słyszeliśmy? Eks-premier Rolandas Paksas też obiecywał.

A co mówili konserwatyści trzy lata temu? Tradycje nomenklatury stały się tylko bardziej wyrafinowane, wysubtelnione. Wołano i bito się w piersi, gdy nagle wyrósł dom i majątek działacza LDPP V. Navickasa. Ale to,że konserwatysta Sigitas Kaktys przy pomocy innego konserwatysty, mera Wilna, "załatwił" sobie parcelę w prestiżowej dzielnicy stolicy, partię wcale nie dotknęło.

Trzy lata temu nasz tygodnik wyrażał wątpliwości, czy Litwa nie staje się państwem dobrobytu urzędników. Czy tak się nie stało? Konserwatysta Gediminas Vagnorius przekształcił system biurokratyczny w feudalny. Stanowiskom w służbie państwowej towarzyszą różne dodatki do pensji, premie, ulgi, służbowa limuzyna i inne przywileje. Za wierność i wysługiwanie się rozdaje je suweren. Wasale wyłażą ze skóry. Na przykład, LDPP, która pozwoliła "swoim" na własnoręczne zbieranie "daniny", uwzględniając stanowisko i rangę, znacznie udoskonaliła system zarządzania.

Przykład - "danina" lidera LDPP Česlovasa Juršënasa, z lekkiej ręki przydzielić studentowi pół miliona. Dogadali się starzy przyjaciele - dyplomata, minister oraz przewodniczący parlamentu, którzy przez całe życie obracali się wśrodowisku sowieckiej nomenklatury, i ucięli od przedsiębiorstwa państwowego 125 tys. USD. Latorośl nomenklatury niewątpliwie uzyskała w Ameryce dobre wykształcenie.

Bieda polega na tym, że nie należący do liczby "wybranych" studenci musieli wycierać ławy uniwersyteckie Litwy, na których siedzieli jeszcze ich ojcowie. Nawet nie ośmielają sięśnić o pół milionie litów, państwo na ich naukę daje tylko około 3 tys. litów rocznie.

Ale wystarczy spróbować wysunąć zastrzeżenia co do postępowania, moralności nomenklatury. Prokurator generalny Kazys Pëdnyčia wściekł się, gdy w prasie opisano szczegóły jegoświęta pięćdziesięciolecia. Prezenty - telewizory, pralki. Przypadkowość? Wątpliwie. Są to stare, zakorzenione tradycje. To ten sam feudalizm. W ten sposób wasale-prokuratorzy wyrażają wierność miejscowemu suwerenowi. Gdy zajdzie bowiem potrzeba, feudał się zlituje. Wszak K. Pëdnyčia udzielił rozgrzeszenia zapalonemu miłośnikowi piłki nożnej Ramutisowi Jancevičiusowi, który dla zaspokojenia swego upodobania za podejrzane pieniądze poleciał aż na Owcze Wyspy.

Inny klan feudałów, mianowicie śmietanka sędziów, zaczął się skarżyć organizacjom międzynarodowym, że rzekomo na Litwie rozprawiają się z niezależną praworządnością. Ile powstało krzyku, gdy tylko powiedziano, że trzeba zmniejszać im pobory. Zagrożono, że najlepsi specjaliści przejdą do struktur prywatnych. Dlaczego nikt tam nie idzie? Prywatne firmy bowiem nie szastają dziesiątkami tysięcy litów. Nie zmniejszy się też niezależność sędziów. Żadne wynagrodzenie nie zmieni złodzieja, oszusta i kłamcy.Rocznie jedynie na utrzymanie urzędników przeznacza się ćwierć budżetu państwowego, prawie 2,5 mld litów. Jak obywatel Litwy, który nie trafił do warstwy uprzywilejowanych, który nie może posłać swego dziecka do Ameryki za państwowe miliony, ma się nie oburzać z powodu takich "sukcesów" w ciągu 10 lat niepodległości?

Premierowi A. Kubiliusowi pozostaje tylko życzyć, aby komisja "zachodzącego słońca" nie pozostała na papierze, podobnie jak i wiele innych. W przeciwnym razie wyborcy urządzą samym konserwatystom nie tylko zachód słońca, ale też całkowite zaćmienie. Społeczeństwo już to prognozuje.

("Veidas" z 9 grudnia 1999 r.)

NG 52 (437)