Teodoras AUSEVIČIUS

Litwa bez liderów i idei

Brytyjscy politycy, broniąc swych premierów, którzy nie zawsze podejmują najsłuszniejsze decyzje, podkreślają,że system polityczno-ekonomiczny ich państwa jest tak mocny, iż ich liderzy polityczni mogą sobie pozwolić na omyłki. Nie wyrządzą oni zbyt wielkiej szkody swemu państwu. Na Litwie nie mamy silnego systemu polityczno-ekonomicznego. Za to ekrany telewizorów i gazety roją się od popełniających omyłki i nie wiadomo czym się zajmujących liderów

Andrius Kubilius, nawet nie zagrzawszy miejsca na stanowisku premiera, wyleciał do Sztokholmu. Wątpliwie, czy ktoś wierzy, że ta wizyta jest dziś najważniejsza dla Litwy. Grożący krajowi długoterminowy upadek finansowy i gospodarczy dyktuje zupełnie inne rozwiązania. Najważniejszymi drzwiami, przy których powinni dziś siedzieć przywódcy rządu litewskiego, są Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy. Właśnie nowy szef rządu A. Kubilius musi stworzyć nową historię rozwoju gospodarki Litwy, którą zgodzą się albo nie zgodzą popierać międzynarodowe instytucje finansowe. W to, że ekonomika litewska była wystarczająco nielogiczna i część jej obumarła bezpowrotnie, uwierzył nawet Gediminas Vagnorius - inny lider litewski, pretendujący realnie do miana najbardziej utalentowanego zwodziciela narodu. Jeśli nasi liderzy nie stworzą żadnej nowej historii gospodarczej kraju, to beznadziejne jest oczekiwanie w roku przyszłym na nowe zastrzyki finansowe. Instytucje finansowe nie biorą pod zastaw pięknych oczu i wysokiego czoła. One również powinny uwierzyć w te historie, których dotychczas nie stworzyli nasi liderzy. To, że bez ich pomocy nie obejdziemy się, uświadamiają sobie nie tylko urzędnicy, nie otrzymujący dodatków państwowych, ale też policjanci, którzy wędrują pieszo na miejsce wypadków. A co mówić o wielu kierownikach litewskich elitarnych prywatnych spółek, którzy nauczyli się zarabiać swoje miliony za pomocą zamówień państwowych. Więc Andrius Kubilius pojechał nie tam. Naturalnie, urzędnicy, którzy planują wizyty polityków, znajdą setki sposobów na udowodnienie tego,że wyjazd do Sztokholmu jest bardzo ważny, w tej sprawie porozumiano się już dawno i z przywódcami ich parlamentu, i z królem Szwecji. Tylko zapewne, ci mądrzy planiści nie wiedzą, dlaczego nie zaplanowano wizyt tam, gdzie można znaleźć pieniądze. Albo chociażby ropę naftową.

Innym problemem jest to, że intelektualiści narodu nie potrafią stworzyć żadnej idei narodowej. Litewscy filozofowie dotychczas całą swoją energię zużywają chodząc z cegłami wokół gmachu Sejmu. Politykom pozostaje wyjaśnianie narodowi, że sprzedaż "Williamsowi" "Mažeikiř nafta" lub zamknięcie Ignalińskiej Elektrowni Atomowej właśnie jest rzeczywistą ideą narodową. Tylko, jak się wydaje, naród wżaden sposób nie chce wierzyć w taką ideę narodową, która go gwałci lub ogłupia.

Pozostaje jedynie polegać na tym, że jesteśmy w polu przyciągania Unii Europejskiej, i przyszłość ludzi zostanie uratowana wyłącznie dlatego, że wcześniej czy później będziemy musieli przyjąć prawidła gry państw Unii Europejskiej ze wszystkimi ustawami, procedurami celnymi, nawet normami powierzchni mieszkalnej dla więźniów. Iżaden Paksas, Abišala lub Landsbergis nie będą mogli decydować o cenach ani ogrzewania, ani skupu mleka.

Pozostaje tylko zapytać polityków i urzędników litewskich, czy nie za drogo oni nas kosztują, skoro, mimo wszystko, to nie oni, a biurokraci z Unii Europejskiej tworzyć będą i już tworzą Litwinom i ustawy, i idee.

("Veidas" z 18 listopada 1999 r.)

NG 52 (437)