Weronika Wojciuk

O mnichach, stanie mniszym i monasterze

Po upływie dwóch tygodni po katolickim święcie Bożego Narodzenia następuje prawosławne Boże Narodzenie. W dobie obecnej w Wilnie cerkwi prawosławnych jest około dziesięciu, w przeszłości zaś w epoce średniowiecza było ich ponad trzydzieści. Czynnych tu było tak wiele cerkwi, mimo że miasto było stosunkowo małe, położone na siedmiu wzgórzach i według tradycji owych czasów zamieszkiwały je zasadniczo wspólnoty. Wyznawcy różnych religii żyli tu w pokoju i zgodzie.

W czerwcu 1997 r. monaster p. w. Świętego Ducha obchodził swe 400-lecie. Równocześnie spełniło się 650 lat od dnia męczeńskiej śmierci trzech świętych męczenników wileńskich: Antonia, Joanna i Jewstafia, którzy faktycznie rozpoczynają historię prawosławnych świętych na Litwie. Prawosławni na Litwie mieszkają od przeszło tysiąca lat, przecież ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego sięgały aż do Smoleńska. Słowianie w owych odległych czasach już byli wyznawcami prawosławia, Litwini zaś poganami. Dzwony cerkwi Świętego Ducha dzisiaj też nawołują do wiecznej prawdy. Pod majestatycznym sklepieniem cerkwi wznoszą modły setki wiernych. Dzieje powstania zaś monasteru są następujące.

W 1529 roku król polski i wielki książę litewski Zygmunt III Waza nadał przywilej zezwalający chrześcijanom zbudować cerkiew. Początkowo była ona mała, drewniana. Ale otwarto przy niej monaster męski, który stał się później ośrodkiem prawosławnym nie tylko w Wilnie, ale i w całej Litwie. Przy monasterze była szkoła, drukarnia, szpital. Twórcą, architektem oraz pierwszym jego archimandrytą był L. Karpowicz, znany również jako korektor i autor statutu monasterskiego. Był też pierwszym sekretarzem bractwa monasterskiego. Murowaną cerkiew zaczęto budować w 1624 r. i zakończono w 1638 r. Po pożarze w 1749 r. ją zrekonstruowano, później niejednokrotnie przebudowywano, w tym po raz ostatni w 1873 r. W takiej postaci dotrwała do naszych dni. Wygląd zewnętrzny cerkwi jest skromny, natomiast wnętrze jest bogato zdobione, posiada mnóstwo ozdobnych elementów. Budowę gmachu monasteru rozpoczęto w XV wieku, zakończono w XVI. W XVIII w. został odbudowany po pożarze. Najważniejszym jednak zabytkiem świątyni i monasteru są nieskazitelne relikwie męczenników wileńskich - Antonia, Jewstafia i Joanna. To właśnie tym świętym składają hołd tłumnie przychodzący tu od wielu dziesiątków lat wierni. Ludzie przychodzą tu by się pomodlić w pieczarze świątyni, dotknąć relikwiarza z ciałami świętych. Święci ci byli pierwszymi ludźmi, którzy w Litwie pogańskiej przyjęli prawosławie. Było to za czasów panowania księcia Olgierda. Wszyscy męczennicy byli Litwinami, pochodzili ze starożytnych rodów. Wiarę prawosławną przyjęli skrycie i kiedy tajemnicę wykryto, wrzucono ich do ciemnicy. Poganie przez cały rok okrutnie ich męczyli: wykłuto oczy, odcięto uszy, a najmłodszemu, dziewiętnastoletniemu Jewstafiewowi wykręcono nogi. Mimo wszystko męczennicy nie wyrzekali się wiary prawosławnej, Chrystusa, nauki Chrystusowej... Wkrótce wszyscy trzej byli skazani na śmierć przez powieszenie. Ciała ich zdjęto z szubienicy i położono w dębowych trumnach. Przez długi czas znajdowały się one w cerkwi Trójcy Przenajświętszej, zbudowanej na miejscu stracenia świętych. Po kanonizowaniu świętych wileńskich, ułożono w języku greckim modlitwy do nich i napisano życiorysy. W 1850 roku patriarcha prawosławny Josif za własne środki pieniężne zbudował wygodne wejście do pieczary, gdzie spoczywają relikwie świętych, urządził na ich cześć cerkiew, którą poświęcił w 1851 roku. Urządzając cerkiew podziemną arcybiskup Josif zbudował dla siebie grób kamienny, w którym po śmierci w 1868 r. był pochowany. Relikwie świętych do monasteru Świętego Ducha zostały przeniesione w 1655 r. zaś w 1856 r. zrobiono dla nich ładny relikwiarz z brązu, w którym i byli umieszczeni.

Obecnie w monasterze Świętego Ducha jest około dziesięciu mnichów - duchownych prawosławnych, kilkudziesięciu diakonów i ministrantów. Arcybiskupem jest władyka Chryzostom. W monasterze dzień się zaczyna o 7 rano modlitwą zakonników w pieczarze świątyni. Następnie odprawiana jest liturgia Boska. Zakonnicy z refektarza udają się na ćwiczenia gospodarcze, przygotowują się do nabożeństwa. W niedziele po nieszporach w świątyni odmawiany jest akafist (rodzaj litanii) do wileńskich świętych. Wieczorem o godz. 11.00 - zakończenie. Życie w monasterze nie jest lekkie, jednak przychodzą tu wciąż nowi chłopcy. Dlaczego? Co pociąga ich do prowadzenia tego ascetycznego życia, pełnego ograniczeń? Dwaj mnisi, ojciec Jefrem i ojciec Augustyn zgodzili się opowiedzieć o tym, jak zostali zakonnikami.

Ojciec Jefrem jest 63 - letnim mężczyzną o dość potężnej budowie ciała, dużych błękitnych oczach i dobrym, szczerym obliczu. Rozmawialiśmy w jego celi. Oto co opowiedział o sobie.

"Urodziłem się w zwykłej rodzinie chłopskiej w powiecie oszmiańskim. Moi rodzice byli ludźmi wierzącymi i od dzieciństwa chodziłem z nimi w niedziele i święta do cerkwi. Po ukończeniu szkoły pojechałem na naukę do Leningradu. Wstąpiłem do technikum i je ukończyłem. Mieszkałem w bursie. Żyłem tak jak wszyscy. Paliłem, weseliłem się, chodziłem "na dziewczyny". Ale każdego wieczoru, gdy koledzy w pokoju zasypiali, wstawałem i modliłem się. Koledzy wiedzieli o tym i współczuli mi, uważając, że jestem "chory psychicznie". I oto pewnego razu wstąpiłem do cerkwi. Stałem przez całe nabożeństwo, a potem podszedłem do papa. Pop był młody i spytał "czego chcesz". Powiedziałem - do spowiedzi. Zgodził się wyspowiadać mnie, a potem udzielić komunii. Gdy tylko wziąłem do ust kawałeczek chleba zmoczony w winie, to jakbym się poparzył... Nigdy nie zapomnę tej chwili! Poczułem wtedy w ustach nie miękki chleb, a kawałeczek twardego ciała! I im dłużej go ssałem, tym silnej czułem rozchodzące się po całym ciele błogosławieństwo. Zrobiło mi się tak lekko i dobrze! Nagle jakby zasłona spadła mi z oczu i pojąłem, jak złe prowadzę życie, jak codziennie kalam swoją duszę i ciało...

A przecież istnieje inne, czyste, chrześcijańskie życie - pomyślałem - i postanowiłem. Nazajutrz złożyłem podanie z prośbą o zwolnienie mnie z zakładu, a jeszcze po kilku dniach - prośbę do Sankt - Petersburskiego Seminarium Duchownego. Po jego ukończeniu wstąpiłem do akademii i zostałem mnichem. Od tego czasu służę w tym monasterze. Przez wiele lat śledziłem za porządkiem w cerkwi w czasie nabożeństwa. Nigdy w życiu nie żałowałem obranej drogi, że zostałem mnichem, chociaż daleko mi do doskonałości..."

Ojciec Augustyn ma 44 lata, pochodzi z Doniecka. O. Augustyna od wczesnego dzieciństwa wychowywała macocha, gdyż matka od razu po urodzeniu syna opuściła męża. Rodzina była niewierząca, ale pewien epizod z dzieciństwa o. Augustyn zapamiętał na całe życie. Gdy miał 4 latka, zmarł jego wujek. Przy trumnie staruszki czytały psałterz, modliły się za zmarłego. Chłopiec, naturalnie nic nie rozumiejąc, stał i słuchał. Tak spędził 3 godziny prawie bez ruchu. Wszyscy obecni byli bardzo zdziwieni takim zachowaniem dziecka. Po tym wydarzeniu babcia stale zaczęła zabierać go ze sobą do cerkwi. Po ukończeniu szkoły o. Augustyn pracował w kopalni, lecz z powodu słabego zdrowia zwolnił się po roku. Wieczorami chodził do cerkwi, śpiewał tam w chórze. Mając lat 18 pojechał do Pskowsko - Pieczorskiego Monasteru i wstąpił do niego. Mając lat 20 został mnichem. W monasterze Świętego Ducha przebywa już 15 lat. I podobnie jak o. Jefrem czuje się szczęśliwy w klasztorze.

... Okazuje się, że i w stanie mniszym jest własna, dla wielu z nas niezrozumiała, radość. Aby zrozumieć i zgłębić tę radość, należy przebyć drogę czynu bohaterskiego. Czy nie zastanawialiśmy się, dlaczego tak śpieszą do monasterów pątnicy? Dlaczego taki spokój ogarnia tu duszę? A mnisi? Są uprzejmi, łagodni, nie narzekają, nie skarżą się i za żadne skarby świata nie oddadzą swej radości duchowej...

W latach ostatnich rośnie zainteresowanie monasterem, chociaż liczba pątników w związku z rozpadem ZSRR bardzo się zmniejszyła. Wśród modlących się natomiast coraz częściej można zobaczyć dzieci. Włączenie do świętej wiary - to misja, którą monaster Świętego Ducha pełnił po wsze czasy.

... Za oknem zapadł zimowy zmierzch. Rozlega się bicie dzwonów wzywające na nabożeństwo wieczorne. Cicho skierowałam się ku wrotom. Pod nogami skrzypiśnieg, prawie na czarnym niebie rozbłysły dalekie gwiazdy. Z cerkwi donosił sięśpiew pięknych głosów męskiego chóru...

NG 1-2 (438)