Kto to nam dziś wynagrodzi?

Szanowna Redakcjo!

W "Naszej Gazecie" z 30 grudnia przeczytałam o kompensatach za niewolnicze prace. Otóż mój ojciec Dakiniewicz Witold syn Aleksandra urodzony w pow. Trockim, wieś Bojaryszki, w 1910 roku, został zabrany na wojnę w 1939 r. i do nas nie wrócił. Nasza mama Weronika Dakiniewicz, która ma teraz 92 lata jest inwalidką, musiała całe swoje życie ciężko pracować, by przeżyć.

Ojciec wyszedł na wojnę, a mama została z dwojgiem małych dzieci. Na wojnę zabrali też konia, wóz a nawet bicz z rąk. Z Trok mama przyszła pieszo. Jakie było nasze życie bez ojca i gospodarza domu, może każdy zrozumieć. Byliśmy głodni i chłodni i przez każdego popychani. Trzeba było paść krowy całej wioski, bo nie mieliśmy chleba. Ziemię posiadaliśmy, tylko nie było komu i czym jej uprawiać, bo koń był zabrany. Potem już mama kupiła konia i nauczyła się orać i siać. To już chleba było, ale wkrótce utworzyli kołchozy i znów zabrali konia i ziemię. Takie to było nasze życie.

Ojciec w 1947 roku przysłał list, że jest żywy, ale dopóki Sowiety rządzą, to tu nie wróci. Gdy Polskę rozbito, to trafił do niewoli w Rosji, a z Rosji znów posłali na wojnę. Pisał, jak zabierali Niemców, to był ranny i zdrowia już nie miał, bo musiał na własnych nogach przejść przez cały świat. A potem dostał się do Anglii, tam mieszkał i zmarł. Kto to nam dziś wynagrodzi?

Maria Popławska,

Rudziszki, ul. Aušros 3

NG 5 (441)