Jan Gurgun

Rolnictwo wymaga opieki państwa

Czwarta część ziemi uprawnej w rejonie solecznickim leży odłogiem. Dzieje się tak przede wszystkim nie z powodu bezpańskości gruntów, lecz coraz mniejszej rentowności rolnictwa. Niewiele osób podejmuje ryzyko podjęcia pracy, w której trudno o zyski. Spółka rolna "Butrimonis'", jako jedna z nielicznych pozostałych w rejonie, daje sobie radę z utrzymaniem równowagi finansowej. O trudnościach i perspektywach rolnictwa na Litwie rozmawiam z dyrektorem spółki p. Wojciechem Szyłko.

- Posadę dyrektora spółki objął Pan w czasach, kiedy w rejonie większość tego rodzaju gospodarstw upadło. Czym się Pan kierował, podejmując taką decyzję?

- Całe moje życie, od ukończenia w 1965 roku Akademii Rolniczej w Kownie, związane jest z rolnictwem. Niemały odcinek czasu, od 1975 do 1988 roku przepracowałem właśnie w Butrymańcach. Dlatego, gdy w 1994 roku kolektyw butrymańskiej spółki rolnej zaproponował mi to stanowisko, dałem pozytywną odpowiedź.

- Uprawa jakich roślin jest głównym kierunkiem działalności gospodarczej spółki?

- W czasach radzieckich gospodarstwo było zaliczane do przedsiębiorstw warzywniczych. Obecnie kierunek działalności dyktuje rynek i warzyw sadzimy coraz mniej. W czasach teraźniejszych utrzymać się może jedynie wielobranżowe gospodarstwo. W roku ubiegłym mieliśmy zasianych 1000 ha zbóż, które łatwiej jest jednak sprzedać niż marchew czy buraki. Specjalizujemy się także w odkarmianiu na ubój cieląt. Nasze stado liczy 700 sztuk. Z powodu niskich cen skupu mleka zrezygnowaliśmy z hodowli krów mlecznych.

- Jakby Pan scharakteryzował obecny stan gospodarczy spółki?

- Nie posiadamy długów, jednak dobrym stanem rzeczy nie możemy się pochwalić. W spółce pracuje 100 osób, wynagrodzenie zaś wynosi zaledwie po 250 litów. Naszym atutem jest dobrze wyposażony park techniczny: 27 traktorów, 10 kombajnów, 10 ciężarówek itd.

- Jaka jest forma własności gruntów, na których pracuje spółka?

- Spółka dzierżawi od państwa 1,5 tys. ha niesprywatyzowanej ziemi. W okolicach Butrymańc przeważają tak zwane wsie zagonowe, gdzie proces reprywatyzacji przebiega wolno. Zgodnie z decyzją samorządu jesteśmy zwolnieni od podatku od dzierżawy, co pozwala za zaoszczędzone pieniądze kupić co roku nowy traktor.

- Kiedyś niemal powszechnie przyjętą zasadą było, że wszystko co państwowe, kołchozowe oznaczało niczyje. Kołchoźnicy zawsze mieli okazję nieźle się obłowić. W jakim stopniu nowe czasy i praca w spółce zmieniły ludzi?

- Pod tym względem ludzka mentalność niewiele się zmieniła. Dlatego tego rodzaju straty wliczamy, rzec można, do kosztów produkcji. Zresztą przy tak niskiej wypłacie trudno zabronić człowiekowi zaorać własną ziemię na koszt spółki.

- Specjaliści od zasad wolnego rynku twierdzą, że litewski rolnik, chcąc żyć lepiej powinien szukać innych kierunków działalności - sadzić truskawki, jabłonie itd. Zgadza się Pan z tą opinią?

- Owszem, ale jest to perspektywa raczej na przyszłość. Dzisiaj na Litwie nie ma spółek zajmujących się przetwórstwem warzyw czy owoców. W tym roku chęć skupu truskawek zgłosiła SA "Anykščiř vynas'" W roku następnym zamiast truskawek spółka może zacząć skupywać czarną pożeczkę. I co wówczas rolnikowi robić z plantacją truskawek?

- Jako kierownik gospodarstwa rolnego czy potrafi Pan wymienić decyzje rządu, które broniłyby krajowego producenta przed tanim importem?

- Niestety, na myśl przychodzą mi jedynie przykłady o odwrotnym działaniu. Obniżenie cen skupu bydła rujnuje krajowego hodowcę. Dzisiaj w punktach skupu cena kilograma rogacizny bez subsydium zrównała się z ceną za 1 l paliwa dieslowego. Cena jednego litra mleka II kategorii, którego na Litwie produkuje się najwięcej, wynosi 30 centów. Przy takiej cenie mleka krowa, której utrzymanie kosztuje 1,5 - 2 tys. Lt rocznie, musiałaby dawać co najmniej 7 tys. litrów. W całym kraju nie ma stada z takimi udojami. A to z kolei oznacza bankructwo przemysłu mleczarskiego.

- Do gospodarstw o jakiej formie własności, według Pana, należy przyszłość rolnictwa?

- Na Litwie sprawy w rolnictwie układały się mniej więcej dobrze do roku 1997. To przede wszystkim dzięki stabilności cen. Przy obecnych cenach oraz stosunku państwa do rolnika żadna spółka czy farmer nie będzie w stanie pracować.

NG 5 (441)