Gintautas EREMINAS

Władysław Jurgenson (1894-1920)

Śmierć od chwili urodzenia człowieka towarzyszy nam stale na drodze życia. Zgadzam się, że są to słowa dosyć abstrakcyjne. Jednakże ?nie mówcie, że ból jest okropny.

Nieprawda! Ból jest tym, czego się obawiamy, ale jednocześnie pomaga nam widzieć?.

Widzieć? Co? Życie, jego pełnię ze wszystkimi radościami i bólem, troskami, szczęściem i biedą?

Tak, życie z całym jego sensem. Co więcej, młodego, 26-letniego człowieka, który żył w tzw. okresie ?zmierzchu bogów? i złożył swoje życie na ołtarzu wolności Ojczyzny. Wspomnijmy więc Władysława Jurgensona, kapitana Wojska Polskiego takim, jakim on był - odważnym, ofiarnym.

Urodził się on w 1894 roku w Wilnie, w rodzinie mieszczańskiej. Dokładnie jest znane, że W. Jurgenson studiował w Instytucie Handlowym w Kijowie, a w roku 1914, po wybuchu pierwszej wojny światowej został zmobilizowany w Piotrogrodzie (Petersburgu). W tym samym roku wstąpił do Pawłowskiej Szkoły Wojskowej, którą ukończył w 1915 r. W stopniu młodszego oficera Jurgenson został skierowany do stacjonującego w Moskwie batalionu zapasowego. W 1916 roku razem z batalionem wyruszył na front, gdzie przebywał do rewolucji marcowej 1917 r.

Jak dalej ułożyły się losy młodego oficera Władysława Jurgensona, gdy Europą wstrząsała burza pierwszej wojny światowej?

W archiwum zachowało się tylko kilka skąpych dokumentów o jego działalności, z których, nie mając możliwości porównania z innymi źródłami (np. wykaz służby wojskowej, listy, dzienniki) wynika, że w 1917 roku został skierowany do szkoły lotniczej w Kijowie. Po jej ukończeniu, jeszcze przed przewrotem październikowym, wyjechał do Charbina w Chinach Północno-Wschodnich.

Z Chin przy pomocy konsula ambasady francuskiej Jurgenson w 1918 r. wyjechał do Marsylii. Tam wstąpił do powstającej armii generała Hallera. Po ukończeniu szkoły lotniczej we Francji w maju 1919 r. razem z armią gen. Hallera wyruszył do Polski.

Nie ma nic bardziej wzruszającego niż powrót z obczyzny do kraju, służenie w wojsku narodowym, aby bronić wolności i niepodległości Ojczyzny. O tym świadczy tylko jeden szczątek dokumentu archiwalnego - "służąc w armii polskiej Władysław Jurgenson dowodził 12 oddziałem lotnictwa zwiadowczego".

Następnie, los tak dotychczas przychylny młodemu oficerowi, odwrócił się od niego. Podczas pewnego lotu zwiadowczego "13 maja 1920 roku sowiecki lotnik zestrzelił samolot kapitana Władysława Jurgensona. Razem z nim do niewoli trafił jeszcze jeden polski oficer, który w tym fatalnym dniu leciał z Jurgensonem. Był to 20-letni podporucznik Tadeusz Derygowski".

Władysław Jurgenson nie był jedynym, który 29 maja 1920 r. przebył piekło cierpień w wydziale specjalnym frontu zachodniego. Przesłuchiwano jeszcze dwóch polskich oficerów - 22-letniego Floriana Wencłowowicza i 20-letniego Tadeusza Derygowskiego.

Ich zeznania zapewne nie zadecydowały o losie kapitana Jurgensona, ale, niewątpliwie, miały znaczenie dla śledczego Kokoczyńskiego, gdy porównywał zeznania ich i W. Jurgensona w poszukiwaniu sprzeczności.

Zgodnie z aktem oskarżenia, który przedstawił śledczy wydziału specjalnego, kolegium wydziału specjalnego frontu zachodniego uznało Władysława Jurgensona winnym, że w armii polskiej służył w żandarmerii i jakoby uczestniczył w aresztowaniu i rozstrzeliwaniu komunistów, za co karą jest śmierć. Wyrok został wykonany 13 czerwca 1920 roku.

Na zakończenie chcę podkreślić, że ci, którzy zmuszają do cierpienia innych, chociaż czują się władcami, pozostają jednak zwykłymi niewolnikami,świat bowiem nakłada na nich kajdany winy.

NG 7 (443)