Tadeusz Orłowski

Walentynki

Blask namalowanych serc
radośnie na policzkach lśni,
jakby słoneczny promień je całował
płaszcz rozdzierając szarej chmury.
Z zazdrości i rozpaczy złości mróz
w posłaniach serdeczności tonąć
nagle świat przestaje być ponury.

W tym dniu nieśmiały ktoś
potrafi zabić w sobie strach
w błękitną oczu spojrzeć toń
pragnionych kącik ust musnąwszy
nie wierząc wciąż, że to nie sen
wyksztusić drżącym głosem
kilka najważniejszych słów.

Ocean marzeń ich pochłonie,
poderwie porywisty uczuć wiatr,
igrając jak z płatkami śniegu
zamiecią krążąc w tańcu bieli
uniesie ich w miłości świat.

A tym, co zimny mają wzrok
ironię ukrywając w twarzy
nie wierzą w nic, w najmniejszy cud
ostrożnie każdy krok stawiając
być może widok kolorowych serc
odrzuci szary cień spojrzenia.
I uścisk w piersi jak zbawienie
pozwoli odczuć im Świętego Walentego duch.

Wilno 2000

NG 9 (445)