Beata Garnyte

Ach, te kiermasze kaziukowe

W dniach 3-6 marca w wielu zakątkach Wilna i Wileńszczyzny odbyły się tradycyjne kiermasze kaziukowe.

Jak twierdzą historycy, kiermasze w Wilnie ustanowił ostatni z Jagiellonów - Zygmunt August. Za jego panowania co roku 24 czerwca odbywały się jarmarki, podczas których zaczęto sprzedawać m. in. zioła lecznicze. Należy z żalem stwierdzić, że z biegiem czasu ta wspaniała tradycja zanikła.

Przetrwała co prawda inna, nieco późniejsza, bo wywodząca się z wieku XVII, tradycja. Mówię tu oczywiście o kiermaszu kaziukowym, który nazwę swą wziął od imienia świętego Kazimierza, a który się co roku odbywa w dzień śmierci patrona Litwy - 4 marca.

Święty Kazimierz, wnuk Władysława Jagiełły a syn Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Rakuszanki, urodził się 3 października 1458 r. na Wawelu. Od 16. roku życia królewicz, od najmłodszych lat odznaczający się niezwykłą wrażliwością i pobożnością, u boku ojca zaczął poznawać arkana władzy królewskiej. Towarzyszył królowi podczas przyjmowania posłów zagranicznych i dygnitarzy krajowych, jeździł na zjazdy szlacheckie. W czasie, gdy jego ojciec przebywał na Litwie, królewicz Kazimierz pełnił rządy namiestnicze w Koronie. Tu też zasłynął jako mądry i świątobliwy władca.

Wiosną 1483 roku na polecenie ojca królewicz przybył na Litwę, gdzie otrzymał urząd podkanclerza litewskiego. Od razu też zaczął się starać o ochrzczenie resztek pogan litewskich, przebywających w głębi puszcz. W tym celu z Korony sprowadził misjonarzy - księży i zakonników.

A i sam królewicz wiódł życie na poły zakonne: ciało umartwiał noszeniem włosiennicy i postami, dnie, a często i noce spędzał na modlitwie. Zmarł królewicz Kazimierz 4 marca 1484 roku w wieku 26 lat. W roku 1602 papież Klemens VIII wyniósł go na ołtarze - królewicz Kazimierz został patronem Polski i Litwy (wg Krzysztof Wielgut "Obrazki z dziejów Polski").

Początkowo obchody ku czci świętego Kazimierza w Wilnie przewidywały jedynie uroczyste procesje, rozciągające się na całe miasto. Z czasem jednak zanikł pierwotny kult św. Kazimierza, święto ku czci patrona Litwy nabrało bardziej ludowego charakteru i przekształciło się w doroczny kiermasz kaziukowy

Do dnia dzisiejszego kiermasz na św. Kazimierza w Wilnie jest nie lada wydarzeniem. Mogli się o tym przekonać wszyscy ci, którzy w dniach 3 - 6 marca trafili w wir jarmarczny. Tych ostatnich nie było wcale tak mało. Niemal każdy mieszkaniec Wilna za punkt honoru stawia bowiem udział w kiermaszu. Przed odwiedzeniem go nie odstrasza ani dojmujący wiatr, ani chlapiące błoto. Bo któż w tym dniu nie chce obejrzeć kolorowych straganów i kupić tego lub owego.

Tu należy zaznaczyć, że w tym roku ku uciesze zarówno sprzedających, jak i kupujących, kiermasz kaziukowy w Wilnie rozpoczął się o dzień wcześniej, niż miało to miejsce zazwyczaj - w czwartek, 3 marca. Sercem kiermaszu już tradycyjnie była Starówka. Organizatorzy się zatroszczyli, by w tym roku stragany jarmarczne stały jedynie na części ulicy Zamkowej, gdzie od lat odbywały się "Kaziuki'". Palmiarki, garncarze, kowale i inni mistrzowie ludowi w tym roku mieli też do dyspozycji Plac Ratuszowy, skwery obok takich ulic, jak Wszystkich Świętych, Karmelickiej, M"sinink", Rudnickiej. Tradycyjnie kiermasze kaziukowe odbyły się na dwóch największych bazarach wileńskich - pod Halą i na Rynku Kalwaryjskim.

Mówiąc o "Kaziuku" na myśl przychodzą słowa jednego z wierszy Barbary Sidorowicz :

Łamią,łamią,łamią się stragany
Pod lawiną wiejskich mistrzów prac.
Osłupiałeś zafascynowany,
Bo palmowy masz przed sobą las.
Palmy, palmy, palmy dookoła,
Od kolorów aż się w oczach pstrzy:
Słoma, kwiaty, szyszki, trawy, zioła
Upiększają Kaziukowe dni.

Palmy i pierniki od wielu lat są nieodłączną częścią wileńskiego kiermaszu, nadają mu niepowtarzalny wręcz urok.

Wicie palm jest zajęciem bardzo pracochłonnym, wymagającym nie lada cierpliwości i umiejętności. Nie wystarczy bowiem kwiaty i kłosy uzbierać i wysuszyć, lecz również zabarwić i ułożyć w misterny wzór. "Potrzebna jest przy tym nie lada fantazja, żeby tę palemkę wykonać tak, by kupujący oczu nie mógł od niej oderwać" - powiedziała pani Anna, jedna z palmiarek uczestniczących w kiermaszu kaziukowym.

Pani Anna opowiedziała też, że w jej rodzinie "palmy wito od zawsze". Ją zaś tego rzemiosła nauczyła babcia. Ona też wspominała, że w dawnym Wilnie bodajże największą popularnością cieszyły się tzw. "palmy imienne", na których kwiatkami były wypisane imiona. Pani Anna wspomniała, że w przyszłości przymierza się do odrodzenia tej tradycji.

Nikt spośród mieszkańców Wilna kiermaszu kaziukowego nie wyobraża bez pierników wileńskich. Jak głosi historia, pierniki te zaczęto wypiekać jeszcze w połowie XVIII wieku, a to za sprawą Rosjan staroobrzędowców, od których tradycję tę i zapożyczyliśmy. Do dziś smakołyki te są nieodłączną częścią wszystkich odpustów i, oczywiście, "Kaziuka".

W okresie międzywojennym niezwykłą popularnością cieszyły się piernikowe serca, na których widniały imiona. Takimi właśnie piernikami zakochani obdarowywali się nawzajem. Niestety, w tym roku na jarmarcznych straganach nie dostrzegłam ani jednego takiego serca.

Na kiermaszu nie zabrakło natomiast ani koszów wiklinowych, ani pięknie malowanych glinianych doniczek, kubków, misek, dzbanków. Wróćmy jeszcze raz do wiersza Barbary Sidorowicz, który niezmiernie plastycznie ukazuje niezwykłą różnorodność kaziukowych towarów:

Beczki, magle, denka i solniczki -
Z drewna wszystek gospodarczy sprzęt,
Tu koniki, kosze i koszyczki.
Ileż różnych "Kaziuk" ma przynęt..!
Oto cuda i cudeńka z gliny,
Oto z wełny różnoraki kunszt,
Tu zasłony niczym pajęczyny,
Tam znów mnóstwo kolorowych chust.

W tym roku na "Kaziuka" obok tych tak tradycyjnych i tak lubianych atrybutów dorocznego kiermaszu spotkać mogliśmy również cały szereg "współczesnych" towarów. Najgłębszy szacunek budziły rzeczy wykonane własnoręcznie przez mistrzów ludowych - żeliwne świeczniki, szklane kule. Na miejscu wydawał się tu nawet gliniany diablik na motocyklu i z rozwianą czupryną. Uśmiech politowania w tych dniach budził natomiast widok na jarmarcznych straganach rzeczy sprowadzonych z Chin, a tych ostatnich nie było wcale mało. Świadczy to, niestety, o tym, że nie wszyscy pojmują istotę tego kiermaszu

* * *

5 marca br. już po raz jedenasty odbyło się w Niemenczynie święto Kaziuczka Niemeńczyńskiego. Tradycyjnie centralną ulicę miasta szczelnie wypełnili sprzedający, kupujący, a przede wszystkim oglądający cudeńka różnego rękodzieła - palmy, koszyki, konną uprząż, piernikowe serca i inne wyroby, przygotowywane w ciągu roku na tę właśnie jedyną okazję. I mimo nienajlepszej pogody - było miło i swojsko.

* * *

4 marca br. w Mickunach odbył się tradycyjny kiermasz kaziukowy rejonu wileńskiego. Na boisku szkolnym rozlokowali się twórcy ludowi, przedsiębiorcy z Wilna i rejonu wileńskiego. Każdy mógł tu wybrać towar według własnego gustu. Można było kupić piękne palmy - dzieło rąk palmiarek z Mickun, Zujun, Niemenczyna, Krawczun, Płacieniszek (ceny wahały się od 2 do 20 litów), wyroby z drewna: denka, łyżki, skarbonki (w cenie od 3 do 10 litów), prześlicznie wyplatane kosze i koszyczki (cena od 7 do 40 litów). Wóz drabiniasty kosztował 700 litów. Smakosze zaś mogli spróbować wyrobów piekarniczych: serca lukrowanego, rogalików, bułeczek oraz innych smaczności.

Zebranych bawiły zespoły Mickuńskiej SzkołyŚredniej, "Truskaweczka" z Awiżeń, "Borowianka" z Czarnego Boru, "Kapela Stasiuka" ze Skirlan oraz inne. Pięknie spisali się prowadzący imprezę artyści z teatru lalek z Rukojń "Aby Hroszy". Nie obeszło się oczywiście bez gier sportowych, a chętnych wzięcia w nich udziału było co niemiara.

NG 11 (447)