Kęstutis PETRAUSKIS

Litwa szuka wrogów i miota się

Do rządzenia państwem potrzeba ogromnego doświadczenia i zdolności, których, jak powiedział historyk Česlovas Laurinavičius, na Litwie wyraźnie brakuje.

W ubiegłym tygodniu w Wilnie zostały wywieszone plakaty z dwugłowym rosyjskim orłem i ostrzeżeniem, że Litwa przepadnie bez zasobów energetycznych tego sąsiada ze Wschodu. Jest to pierwszy taki przypadek otwartej propagandy w latach niepodległości.

Ludzi, rzecz jasna, przede wszystkim poruszają sprawy ich własnego dobrobytu i kłopoty. Po drugie, opublikowane w ubiegłym tygodniu najnowsze dane badań opinii publicznej dowodzą, że większość obywateli wypowiada się przeciwko integracji z NATO i częściowo z Unią Europejską. Poważne zaniepokojenie elity politycznej powinien wzbudzić pojawiający się sceptycyzm w stosunku do Zachodu.

Dlatego rozmowę z wykładowcą Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Polityki historykiem Č. Laurinavičiusem rozpoczęliśmy od pytania, dlaczego, gdy w latach odrodzenia prawie wszyscy aprobowaliśmy orientowanie się na NATO, teraz nagle staliśmy się pesymistami.

- Czy wywieszone w ubiegłym tygodniu w Wilnie plakaty z rosyjskim orłem nie wskazują, że sytuacja jest zaostrzana, że ktoś chce wpłynąć na nastroje społeczeństwa?

- Dopóki partie, elita polityczna były zgodne, nie mogła być otwarcie wyrażana dezaprobata wobec orientacji, jaką obrała Litwa. Teraz zaczyna ona występować wyraźniej i, moim zdaniem, jest to dopiero początek, może być jeszcze gorzej.

- Co może jeszcze być gorszego?

- Gorzej może być tak: gdy opozycja poważnie i namacalnie zacznie hamować naszą integrację z Zachodem, doczeka się ona pomocy ze Wschodu. Pomoc ta może wyrażać się różnymi sposobami. Podobna sytuacja istniała w 1940 roku. Chcę zaznaczyć rzecz następującą: gdy władza albo mówiąc inaczej, elita polityczna zaczyna oddalać się od mas, wówczas nie jest zbyt trudno ją oderwać, wykorzystując, na przykład, nacisk ekonomiczny. Dlaczego jest to niebezpieczne? Jeśli bowiem społeczeństwo zaakceptuje chociażby w nieznacznym stopniu, to może od razu nastąpić katastrofa.

- Dlaczego nie nauczyliśmy się stabilności od Polski, z którą w ciągu kilku stuleci tworzyliśmy wspólne państwo?

- Naturalnie, potencjał cywilizacyjny Polski jest znacznie większy. Jednakże i tam miotano się w nie mniejszym stopniu. Poprzez konfederacje, rokosze Polska wywierała wielki wpływ również na mieszkańców Litwy. Polska była między Niemcami i Rosją. Gdy zaczęły powstawać państwa narodowe, miotanie się Polski było widoczne, ujawniła się bezsilność państwa, rozpadały się instytucje państwowe. Naturalnie, były też próby ustabilizowania sytuacji, mam na myśli konstytucję, reformy 1791 roku, które zmierzały do umocnienia państwa, budowy społeczeństwa obywatelskiego. Jednakże powstał podobny problem - Polska również stoi na tym samym progu.

- Ale teraz Polska się nie miota.

- Jeśli nie będziemy mówili o tym, jak znalazła się w obecnej sytuacji geopolitycznej, to możemy powiedzieć, że naprawdę się nie miota, trzyma się stabilnej orientacji. Pod tym względem może ona być dla nas punktem orientacyjnym.

- Dlaczego znowu wzrasta napięcie między Litwą i Polską?

- Nasz ruch narodowy w ogóle był konfliktowy w stosunku do Polski i to nasze nieszczęście. Jak się wydaje, traktat z 1994 roku usunął to napięcie. Dlatego cały świat witał to porozumienie. Jednakże nie zapominajmy, że traktat podpisano nie tylko dlatego, że z Polakami rozstrzygnęliśmy kwestie konfliktowe. Działały potężne siły, które zmusiły nas do wyrzeczenia się konfrontacji, poszukiwania tego, co nas łączy. Moim zdaniem, ten czynnik, tj. wpływ UE, Ameryki, w ogóle całego cywilizowanego świata, był znacznie potężniejszy od tych sił, które nie chciały tego porozumienia.

Traktat podpisaliśmy, ale potem nastąpiła codzienność współżycia. Znowu zaczęto poruszać stare problemy, bowiem ciągle nie było jednak ich racjonalnego rozwiązania. Gdy się nie uświadamia sobie zalet współżycia, zawsze rodzi się chęć wejścia w konflikt, dochodzenia swych praw, dokonywania porachunków. Jest to bardzo niebezpieczne dla obu państw, obecny etap, niestety, bardzo temu sprzyja.

- I dowodzą tego zaostrzane problemy oświaty, kwestie zwrotu ziemi na Wileńszczyźnie?

- Są to specyficzne i bardzo skomplikowane sprawy. Ich rozwiązanie wymaga bardzo sprawnego administrowania. Umiejętność bycia dobrym administratorem w skali państwowej jest kształtowana w ciągu stuleci. Kiedyś przeczytałem rozważania brytyjskiego premiera Lloyda George na temat Polski. Na początku XX wieku pisał on, że Polacy nie mają nawyków administracyjnych. Powiedziano to o państwie, posiadającym spore doświadczenie. Inny przykład. Hitler bardzo się dziwił zdolnościom rządzenia u Brytyjczyków. Nie mógł on pojąć, jak 300 Brytyjczyków potrafi rządzić 300 mln Hindusów.

Naturalnie, są to symbole, metafory. Jednakże nawyki technologii politycznej, umiejętność politycznego rządzenia ludźmi - są to sprawy bardzo złożone. Na przykład, w Ameryce, tym tyglu narodów, kultur, potrafią lawirować, rozstrzygać konflikty etnokulturowe. Po drugie, bez względu na wszystkie różnice, społeczeństwo jest bardzo zgodne, żyje optymizmem, który też wpływa na postęp gospodarczy.

Pod tym względem administracja litewska jest bardzo słaba. Nie potrafimy ściągnąć podatków, nie mówiąc już o bardziej skomplikowanych sprawach. Brakuje nawyków, ale też nie ma wyraźnej strategii. Sądzę, że można to uzyskać tylko współpracując z Polakami, z UE. Po drugie, są siły, które nie chcą, aby problemy zostały rozstrzygnięte, popierają konflikt litewsko-polski. O tym oficjalnie pisze się w książkach, które trafiają do nas ze Wschodu.

- Jak objaśnić to, że elita polityczna nie zwraca uwagi na powstające zagrożenie?

- Nie posiadamy doświadczonej elity politycznej, która kształtuje się w ciągu stuleci, razem z państwem. Ugrupowania polityczne wykorzystują do walki politycznej najbardziej fundamentalne sprawy bezpieczeństwa i bytu państwa. Przypomina to Rosję, w której do walki politycznej angażowane są podobne środki. Dlatego Rosja jest tak miotana, tylko w tym stuleciu przeżyła ona dwa chaosy.

Walka polityczna wszędzie jest ostra, niekiedy nie daje się jej pogodzić z moralnością, ale na Zachodzie zawsze wiadoma jest granica. Litwin jest przyzwyczajony do tego, aby z kimś walczyć. Niestety, najczęściej z tymi, którzy żyją obok.

("Veidas" z 24 lutego 2000 r.)

NG 11 (447)