Ali Miśkiewicz

"Wileńskie Kaziuki"w Białymstoku

Tradycje kresowe nie odchodzą w Polsce w zapomnienie. Wręcz przeciwnie, stale pozostają w pamięci jej mieszkańców i nie tylko tych z rodowodem kresowym. Dowodem tego jest, że coraz więcej miast organizuje u siebie "Jarmarki Kaziukowe". A jak udajemy się na "Kaziuka", to z miejsca mamy na myśli Wilno i Wileńszczyznę.

Na świętego Kazimierza, 4 marca br., po raz pierwszy "Jarmark Kaziukowy" został zorganizowany w Białymstoku. Nie odbywał się na żadnym placu miejskim, lecz w holu miejscowej Filharmonii. Pomimo tego było sporo stoisk, a wokół nich gwarno i tłoczno. Czas umilała kapela z Wilna. Sprzedawano towary wyrobu miejscowego i wileńskiego. Należały one do tych, które zawsze sprzedawano na "Wileńskich Kaziukach" m. in. drewniane łyżki i łopatki, wiklinowe koszyki, w tym niektóre w kształcie ptaków, a także różne przedmioty domowego użytku wykonane przez kowali. Nie obeszło się oczywiście bez oryginalnych palm przywiezionych prosto z Wilna i piernikowych serc - symbolu Kaziuków. Te ostatnie były wileńskie i białostockie, także jak i obarzanki, bez których nie można byłoby wyobrazić tego Jarmarku. Nie obeszło się też bez wileńskiego razowca, który należało konsumować tuż zaraz po kupieniu, aby czuć jego świeżość i smak. Co prawda, tu i ówdzie dało się słyszeć, jak to zwykle bywa na jarmarkach, że sprzedawano go za drogo, bo za cały, ale jaki wielki bochen, chciano 20 złotych. Ale było warto, boć przecież Kaziuki są tylko raz do roku.

Jak zdążyłem zauważyć, to najbardziej obleganym stoiskiem było to, na którym sprzedawano wileńskie palmy, ów razowiec, obarzanki, no i kaziukowe serca. Sprzedawały panie przebrane za cyganki, oczywiście wilnianki. Ku naszemu miłemu zaskoczeniu, kiedy oglądaliśmy towarzyszące Jarmarkowi występy Zespołu Pieśni i Tańca "Wileńszczyzna", owe panie wystąpiły w tańcu cygańskim, z wielką ekspresją, żywiołowo. Można było wręcz uwierzyć, że jest się na prawdziwym wileńskim weselu, którego pewien fragment wypełniają właśnie Cyganie. 'Wileńszczyzna", poza weselem wileńskim zaprezentowała nam wielki bukiet, bo tak to można nazwać, pieśni i tańców polskich pochodzących z różnych regionów kraju, a także ze stron wileńskich. Oglądając i słuchając "Wileńszczyznę'" popadaliśmy w różne nastroje od melancholii, poprzez sentymentalizm po żywioł i radość. Niejednemu z nas pociekła łezka z oka. Nie szczędziliśmy braw śpiewakom i tancerzom "Wileńszczyzny". I żal nam było, kiedy zeszli ze sceny. Niekoniecznie trzeba było mieć korzenie kresowe, aby polubić ten zespół. On od samego początku zyskuje sympatię widzów. Niech "Wileńszczyzna" częściej bywa w Polsce.

Wrócę jeszcze do Jarmarku. Jak to bywa przy takich okazjach, trochę się sprzeda, coś się tam kupi, potarguje, ale też i pozna się kogoś bardzo miłego. Nawiąże się, być może, dłuższą znajomość. Czy tak było na "białostockim Kaziuku"? Na pewno tak. Jednemu z moich znajomych spodobała się jedna z pań, tych, które sprzedawały pierniki i palmy i tańczyły taniec cygański. Pragnął jej ofiarować serce, na początek te z piernika, ale to Ona właśnie je sprzedawała. I cóż było robić - kupić u Niej i Jej podarować? Wzięłaby to na pewno za żart, a może nawet się obraziła? Pozostało tylko westchnąć. Może za rok, na następnym "Kaziuku" w Białymstoku znów się spotkają i będzie okazja wyznać Jej swoje uczucia. Ale czy do tego czasu nie wyjdzie już za mąż i więcej się nie pokaże? Pocieszyłem go, że jeśli nie ta, to przyjadą na pewno inne, panny z Wileńszczyzny zawsze urocze.

"Wileńskie Kaziuki" w Białymstoku zorganizowane zostały w ramach I Dni Kultury Kresowej obchodzonych w tym mieście w marcu br. Ich głównym organizatorem był miejscowy Klub Inteligencji Katolickiej, a obok niego także: Oddział Białostocki Towarzystwa Przyjaciół Grodna i Wilna, Galeria im. Slendzińskich, Podlaski Oddział Stowarzyszenia "Wspólnota Polska", Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury i Towarzystwo Pamięci Józefa Piłsudskiego.

NG 13 (449)