Irena Tarasewicz

Autorka publikacji jest nauczycielką klas początkowych w Wołczunskiej Filii Czarnoborskiej Szkoły Średniej jednocześnie studiuje na I roku magisterium na wydziale polonistyki Uniwersytetu Pedagogicznego.

Rodzinne gniazdo dwu szlacheckich rodzin

W odległości 12 km od Wilna, pod bystrymi nurtami Rudomianki, w jej dolinie, rozmieściły się Dusinięta. Zwykła, podwileńska wieś należąca do gminy Rudomino, leżącą w 2 km od Czarnego Boru, w której z większości mieszkańców to są Polacy. Gdybyście zabłądzili w te strony, nad dwoma zaniedbanymi stawami, które wzbogacają Rudomiankę w wodę, na jej lewym brzegu znajdziecie wśród zarośli bzu i dzikiego wina rodzinne gniazdo państwa Żebrowskich, i którego ognisko pielęgnuje ostatnia z tego rodu, a właściwie pani Gilberta Żebrowska; starsza samotna, nękana różnymi chorobami osoba w wieku 82 lat. Pani Gila, będąc w tak sędziwym wieku, jest bardzo żywą i energiczną kobietą, a jaką patriotką! Wystarczy podnieść dowolny temat bądź z przeszłości czy współczesności, na wszystkie pytania odpowiada z dumą i podniosłą głową. Od niej właśnie dowiedziałam się o wspólnych dziejach rodziny słynnego malarza Tadeusza Góreckiego i rodziny Żebrowskich.

A wszystko miało początek jeszcze w I połowie XIX wieku, kiedy majątek (jak naówczas brzmiała nazwa) Dusieniaty należał do rodziny Goreckich, właściwie Antoniego (ur. w Wilnie w 1797 r.), znakomitego rymotwórcy z doby romantyzmu, a ojca Tadeusza. Mając niespełna 18 lat przedostał się do armii Napoleona, przy nim zdobył miano pułkownika. W twierdzy Modlin doglądał robotników i pisał w notesiku wiersze o treści patriotyczno - religijnej, do których należy pieśń ?Boże, coś Polskę...?. W 1812 r. ożenił się i osiadł na dłuższy okres w Dusiniętach. Należał do Towarzystwa Literackiego Szubrawców (lit. Nenaud?li?), pisał paszkwile, za które chciano go uwięzić.

Jednym z takich był napis umieszczony na grobie starszego dowódcy armii rosyjskiej na miejscu: "Polskie bandyty zabili tego", "Ruska świnia zabita, co do polskiego wlazła żyta".

Taka językowa walka trwała do gorących rachunków, a właściwie powstania listopadowego 1830 - 31 roku. W owym czasie Antoni Gorecki wraz z 19 - letnim synem, również Antonim stanęli wspólnie ramię o ramię z pradziadkiem Pani Gili Aleksandrem Żebrowskim, właścicielem dużego majątku (1000 ha) Olkieniki. Pod dowództwem Giełguta powstańcy szli na Wilno i zgromadzili się w dolinie ponarskiej (w odległości 6 km od Dusieniąt). Giełgut zawarł tajną umowę z wojskiem carskim, a powstańcom rozkazał czyścić broń w tym czasie na bezbronnych napadli Kozacy i ich wysiekli. Zginęło prawie 500 osób i w tym pradziadek Aleksandr Żebrowski. Natomiast Antoniemu Goreckiemu los poszczęścił i on uciekł, wyemigrował na zawsze do Francji, a syn Antoni, który wrócił do Dusieniąt, do matki, został odnaleziony i zasieczony przez Kozaków.

Długo wśród miejscowych ludzi błądziła opowieść o powstańcu - widmie z zakrwawionym czołem, co się ukazywało w tych okolicach. W Dusieniętach pozostała żona Antoniego, Weronika z Eydziatowiczów, wraz z młodszym synem w wieku 7 lat Tadeuszem. Majątek po upadku powstania został skonfiskowany, a murowany dom przekazano we władanie monasterowi św. Ducha. Rodzina Goreckich, pozostali członkowie, przenieśli się do Wilna. Tadeusz posiadał zdolności plastyczne, które pomógł rozwinąć słynny malarz Walenty Wańkowicz udzielając mu pierwszych zasad rysunku. W wieku 14 lat wysłano go do Akademii w Petersburgu, gdzie studiując sumiennie w 1849 r. otrzymał złoty medal i akademickie stypendium na wyjazd za granicę. Od 1950 r. przebywał w Madrycie, Rzymie, Paryżu. Namalował takie obrazy jak: "Komunia umierającej", "Pielgrzymi wchodzący do bazyliki św. Piotra" (za ten obraz otrzymał stopień akademika), "Ukrzyżowanie Chrystusa", ''N. M. P. Różańcowa". Przeważnie kopiował dzieła wybitnych twórców jak np. Rafaela i malował portrety. Jako portreciście sławę przyniósł portret jego małżonki Marii Mickiewiczówny, córki Wieszcza z Zaosia, z którą zawarł związek małżeński w 1857 r. Dwa razy odwiedził Litwę i rodzinę; pierwszy po ślubie, drugi - za rok przed śmiercią w 1867 r. Zmarł w Paryżu 31 stycznia 1868 r.

Jak się złożyły losy rodziny Żebrowskich po tragicznym wydarzeniu w dolinie ponarskiej?

Po śmierci pradziadka Aleksandra Żebrowskiego, pod opieką prababki pozostało troje dzieci, a najstarszym był dziadek Aleksander - Maciej Żebrowski urodzony w 1824 r. i liczył zaledwie 7 lat. Prababcia ponownie założyła rodzinę z nieudolnym p. Winckiewiczem. Z powodu trwonienia majątku przez nowego gospodarza duża posiadłość Olkieniki została zamieniona na Haliszki (300 ha ziemi i 80 ha dębowego lasu). Gdy dziadek ukończył 13 rok życia, został wypędzony przez ojczyma, ponieważ był całkowitym spadkobiercą pozostałości majątku. Przygarnęli go ojcowie Jezuici, którzy nauczyli rzemiosła (kołodziejstwa). Trafił do Rygi i pracował u Niemca w Fabryce Fajetonów. Kiedy właściciel dowiedział się o szlacheckim pochodzeniu i spadku swego robotnika, oddał za niego swą córkę, która nalegała, by wrócił do Haliszek i odzyskał po ojcu spadek. Tak się i stało, przyjechali, ale matka nie rada (w drugim małżeństwie 8. dzieci). Powiedziała mu, że jeżeli chce tu zostać i mieszkać, by zajął miejsce jednego z 4. hardenarystów i sochą uprawiał rolę. Sprawa została oddana do sądu, w wyniku czego prababce zostawiono dziewiątą część majątku, a całą własnością rządził dziadek. Zbliżał się rok 1863. Znowuż rozruchy i stawianie oporu władzom carskim. Aleksander - Maciej Żebrowski bierze udział w powstaniu styczniowym i wraz z wikarym księdzem Hryniewieckim z Ejszyszek dowozili żywność powstańcom. Zostali aresztowani (prawdopodobnie wydani przez przyrodnich braci), zakuci w kajdany i dwa lata na pieszo pędzono ich na Sybir. W ciągu 6 lat pracowali w kopalniach i okrywali się jednym płaszczem. Później car wydał amnestię dla politycznych, którzy nie mieli broni w czasie powstania, by ich zwolniono. Ksiądz Hryniewiecki pozostał, a dziadek wrócił na Litwę i powtórnie założył rodzinę, ponieważ pierwsza żona zmarła zostawiając 10-letnią córkę. Wybranką, a babcią p. Gili została służąca, pokojowa pierwszej żony, z Monkiewiczów córka zakrystiana.

Musieli szukać miejsca, by uwić nowe gniazdo rodzinne, ponieważ majątek Haliszki został całkowicie skonfiskowany, więc tak się stało, że los zaprowadził do Dusieniąt.

Dziadek został dzierżawcą i uprawiał rolę byłych posiadłości Goreckich. Zmarł w ubóstwie, w wieku 72 lat, zostawiając 7. dzieci. Jednym z nich był ojciec p. Gili, Kazimierz Żebrowski urodzony w 1883 r. Kiedy dorósł, z dzierżawy otrzymał tylko konia z wozem. W 1907 r. poznał Kazimierę Rokicką (mamę p. Gili), córkę właściciela 57 ha ziemi, która była piękną, delikatną i pracowitą osobą, ale niepiśmienną.

Z powodu trudnych warunków, w jakich była rodzina Żebrowskich, wesele odbyło się na Zapusty. Od pierwszych dni rodzice ciężko pracowali. Młoda rodzina mieszkała w małym domku, a duży drewniany gmach stojący na wysokim fundamencie pozostałym po murowanym dworze Goreckich, zbudowany w 1907 r., był naonczas jeszcze własnością mnichów.

W 1914 r. po wybuchu I wojny światowej urządzono w nim lazaret. Starsza siostra p. Gili św. p. Eleonora pamiętała epizod ze swego dzieciństwa, kiedy w ogródku obok tego domu pochowano trzech żołnierzy, a właściwie: Polaka, 22 - letniego młodego chłopca Romanowskiego, który przyczynił się do założenia Polskich Legionów w Syberii, Rosjanina z carskiego wojska i Niemca jeńca. Właściciele - mnisi co dzień na krużganku modlili się za dusze tych zmarłych.

Kiedy rodzina Żebrowskich przeniosła się do tego domu? Władze się zmieniały: Niemcy, Rosjanie, a później w 1920 r. przyszli Polacy. Wtedy bezrolnym rozpoczęto dawać ziemię. 120 ha majątku podzielono na 13 parceli. Legioniści otrzymali bezpłatnie, a pozostali musieli wnieść jakieś sumy. Jedna działka była przekazana pod rządową szkołę, która mieściła się jakiś czas w tym domu. Ojciec p. Gili otrzymał najgorszy kawał, same błotniste ziemie nad stawami (20 ha), które później osuszył po przekopaniu rowów i miał pierwszogatunkową rolę. Rodzina państwa Żebrowskich się zwiększała i w 1922 r. liczyła pięcioro dzieci, 3 córki i 2 synów: Leonora - 1907 r., Bronisław - 1912 r., Irena - 1915 r., Gilberta - 1917 r., Bogdan - 1922 r. urodzenia.

Po przeniesieniu się do domu, którego starych kątów dogląda teraz samotna p. Gila, rodzice postanowili dać gruntowne wykształcenie swym dzieciom. Dziewczęta: Irena i Eleonora ukończyły farmację na USB. Dobrze się znały na ziołach. Do ostatnich dni ludzie nie tylko z Litwy, ale i ościennych państw zgłaszali się do nich ze swymi dolegliwościami. Pani Gila ma ukończone Gimnazjum im. Elizy Orzeszkowej. Studiowała na wydziale polonistyki na USB, lecz w 1937 roku musiała przerwać studia z powodu złego stanu zdrowia. Jak przypomina tamte lata studenckie, kiedy niedożywiała się (50 groszy) i pół obiadu (na który składała się kajzereczka i chleb ze smalcem) i przemarzała (pantofelki, jedwabne pończoszki, watuweczka, wczesna i późna jazda pociągiem), i to wszystko zimą, przyczyniło się do przeziębienia płuc i schorzenia serca. Na uczelni zaproponowano w trakcie kuracji zdrowia półpłatny urlop akademicki. Niestety, uzależniona materialnie od domu, została zmuszona przez ojca do pożegnania się ze studiami.

Bracia: Bronisław zdobył średnie wykształcenie techniczne - geometra - w Państwowej Szkole Technicznej, a Bohdan ukończył Politechnikę Inżynierii Wodnej w Gdańsku.

Pani Gila pamięta jak w 1930 roku u nich cały miesiąc gościli Goreccy. Cała rodzina przyjechała z Paryża. W jej składzie byli dwaj synowie Marii i Tadeusza, a wnukowie Adama Mickiewicza to: Ludwik Gorecki z żoną Włoszką, Jerzy Gorecki z żoną i ciotecznym jej bratem Francuzem, który pochodził z rodziny Burbonów wraz ze swą żoną. Spokojne czasy za rządów polskich dla rodziny Żebrowskich się skończyły wraz z rozpoczęciem II wojny światowej w 1939 r. Z tego okresu Pani Gila zapamiętała tułaczkę i ukrywanie się, a najczęściej przed sowietami. Starszy brat Bronisław był zaangażowany w działalności politycznej AK i wszelka wiedza o nim zanikła bez śladu. Czy zginął, czy został żywy, rodzina o jego losie nigdy się nie dowiedziała. Męża starszej siostry Pani Gili Eleonory (po mężu Laskowskiej), będącego oficerem w Wojsku Polskim, również pochłonęła wojna.

Młodszy brat Bogdan w owym okresie studiował. Rodzice się ukrywali przez 14 lat, by ich nie wywieziono na Sybir. Mama w 1944 r. w ciągu kilkunastu miesięcy ukrywała się u Sióstr Urszulanek w Czarnym Borze.

Samotne, młode kobiety przez pewien czas również się ukrywały, ale musiały wrócić na rolę, by utrzymywać brata i rodziców w kryjówce. Władze sowieckie wszystko konfiskowały. Dom świecił pustkami, ponieważ go obrabowano, a ziemię zabrano pod kołchoz. Pani Gila pamięta, jak zamiast stołu umieścili pośrodku pustego pokoju żłób i z niego spożywali posiłki. Po śmierci Stalina rodzice wrócili do rodzinnego domu i wraz z córkami do ostatnich swych dni prowadzili gospodarkę w ograniczonej przez władze liczebności. Odeszli z tego świata w sędziwym wieku, ojciec liczył 80 lat.

Panie Leonora i Irena pracowały w aptece w Czarnym Borze, a Pani Gila hodowała jarzyny w ogródku (co i teraz wraz z rozpoczęciem wiosny planuje robić). Żadnej pracy nie podjęła, ponieważ powiedziała, że na Sowieta pracować nie będzie. Brat Bogdan założył rodzinę w Polsce, pracował wiele lat inżynierem w Stoczni Gdańskiej. Znał 7 języków. Pod jego kierownictwem pracowało 20 tys. ludzi, wśród których były prezydent Polski Lech Wałęsa w randze pomocnika montera.

Zmarł w 1981 r. zostawiając 2 córki: Izabelę Dorbską 1948 r. i Joannę Picenowicz 1956 r. urodzenia.

Starsze siostry również odeszły z tego świata, Irena w 1983 r., Leonora w ubiegłym roku. Do ostatnich dni nią opiekowała się Pani Gila. Wszyscy i wszystko odeszło, przeminęło życie jak z wiatrem, a pozostał tylko duży o poczerniałych od wieku ścianach dom oraz samotna właścicielka wraz z jedyną żywą duszą "nieprecyzyjnym" kotkiem, z którym ani na chwilę Pani Gila się nie rozstaje. Wielu ludzi podejmowało decyzję, by zaopiekować się samotnymi kobietami, ale one nikogo nie chciały, ponieważ widziały w nich chciwość i rządzę jakichś pieniędzy. Jak można o czymś takim myśleć, kiedy się widzi tę kobietę, która otrzymuje zaledwie 84 lity emerytury i wegetuje wśród sterty starych rupieci?

Pani Gila zapowiedziała, że zaopiekuje się nią daleka krewna po prababce i dla niej zapisze część "swej posiadłości?, natomiast pozostałą, a szczególnie ziemię sprzeda Litwinowi, który obok sędziwego domu Żebrowskich zbudował nowy i piękny dom i będzie tu gospodarzył.

Cóż, czas, życie podąża na - przód, wszystko się zmienia i władze też. Na miejsce jednych, przychodzą inni. Ale nie zapominajmy, że jesteśmy tylko zwykłymi ludźmi i do każdej sprawy należy podchodzić bardziej humanitarnie. I jak mówi ksiądz J. Twardowski "Śpieszmy się kochać ludzi, ponieważ szybko odchodzą". Uzupełniając słowa poety i podsumowując opowiadanie Pani Gili dodaję zwrotkę z wiersza "Do młodych? Adama Asnyka:

"... Ale nie depczcie przeszłości ołtarzy,
Choć macie sami doskonalsze wznieść,
Na nich się jeszcze święty ogieńżarzy
I miłość ludzka stoi tam na straży,
I wy winniście im cześć!..."

Na zdjęciu: ostatnia z rodziny, Pani GilbertaŻebrowska.

NG 16 (452)