Anna Milewska
Korespondencja własna z USA

Klub Polski w Bostonie

Klub Polski cieszy się popularnością wśród ludzi różnego wieku, zaczynając od lat 21 do 80. Tak opowiadała w międzyczasie barmanka p. Lucyna. Jest to miejsce spokojne w porównaniu z innymi lokalami tego typu. Członkiem klubu może zostać natomiast osoba wyłącznie pochodzenia polskiego. Prezydent placówki p. Ryszard Stojanowski wyjaśnił, ze członkostwo jest dwóch rodzajów: stałe i społeczne. W odróżnieniu od członka społecznego, który otrzymuje prawo korzystania z baru, członek stały bierze udział w zebraniach klubu, podczas których podejmowane są ważne decyzje na temat działalności placówki. Członkowskie dla nowej osoby wynoszą 30 dolarów, a potem 20 dolarów rocznie.

Klub posiada również własną konstytucję. Jeden z postulatów konstytucji głosi, że składki członkowskie są brane od osób do wieku 65 lat.

Co roku tu się odbywają wybory prezydenta klubu. Pan Ryszard Stojanowski objął to stanowisko po raz trzeci. Zadanie placówki określił jako ułatwienie Polakom procesu adaptacji do warunków nowej rzeczywistości. Jako przykład posłużyć może wypadek, który miał miejsce około 10 lat temu. Klub przydzielił zasiłki marynarzom polskim, którzy uciekli ze statku w Stanach Zjednoczonych podczas przełomu komunistycznego w Polsce.

Podkreślić należy, iż klub jest samowystarczalny. Jest to możliwe przede wszystkim za sprawą codziennie działającego baru. Wynajmowana jest również sala imprez, znajdująca się na drugim piętrze. Odbywają się tu wszelkiego rodzaju przedsięwzięcia, imprezy, zabawy, a nawet wesela, przeważnie polskie. Klub Polski wspiera inne placówki polonijne w Bostonie. Są to dotacje pieniężne, jak też pozwolenie na bezpłatne korzystanie z sali w celu zebrania środków materialnych.

Podczas mych odwiedzin sala imprez była remontowana. Pracowali tu członkowie klubu, koledzy p. Ryszarda. Godny wszelkiej pochwały jest trud tych ludzi, gdyż prace remontowe prowadzono na zasadach społecznych i na pewno po dniu pracy w innym zakładzie.

Jak się czuje w obcym kraju...

Na początku jest niesamowicie trudno, wyznał podczas rozmowy prezydent Klubu Polskiego. Okres adaptacji trwał 5 lat. Pan Ryszard tęsknił za Polską: za wszystkim, co bliskie i znajome. Nie spodziewał się, że tu zostanie... Jednak czas goi wszelkie rany. Teraz p. Ryszard uważa, że Stany Zjednoczone są "najlepszym państwem do założenia rodziny i wychowania dzieci". Tutaj bowiem człowiek ma największe szanse na osiągnięcie tego, czego pragnie.

Rodzina Stojanowskich ogląda program telewizyjny z Polski, czyta prasę polską. Gościła również kuzynów z Polski - spędzili tu wakacje. Według p. Ryszarda, aby się przyzwyczaić do nowych warunków życiowych, należy opanować język obcy w całości, tzn. słownictwo i gramatykę. Tego samego zdania jest również p. Jolanta Karbowska. Często wpada do klubu po pracy.
Wyjechała z Krakowa w 1985 roku. Pierwsze wrażenie, jakie odniosła tuż po przyjeździe, było szokujące. Nigdy dotąd nie widziała tyle śmieci... Teraz p. Jolanta pracuje jako elektronik komputerowy. Droga do sukcesu nie była łatwa. Należało opanować język angielski. Pomyślnie złożyła egzaminy, zaważyło to na otrzymaniu pożyczki na ukończenie studiów w Stanach. Panującą w klubie atmosferę określiła jako typowo polską, lecz z nacechowaniem amerykańskim. Wiadomo, mieszka się w innym państwie, więc wyeliminować tego się nie da.

Na pytanie, czy tęskni za Polską, odpowiedziała: "Każdego roku spędzam tam moje wakacje".

Od p. Jolanty się dowiedziałam, że w Klubie Polskim można nabyć prasę polonijną zza oceanu, jak też lokalną z Chicago. Każdego roku kilkakrotnie zapraszane są orkiestry polskie z innych Stanów. Organizowane są święta dla tych, którzy nie mają w Stanach swojej rodziny. Na przykład łamanie się opłatkiem i in.

Wszystko to pozwala sądzić, że Klub Polski w Bostonie jest nie tylko organizacją społeczną, ale także drugim domem rodzinnym każdego Polaka.

NG 17 (453)