Liliana Narkowicz

Szwajcarskimi śladami Juliusza

Fryburg (fr. Fribourg) leży w kantonie francuskim, ale napisy np. nazw ulic są tu w dwóch językach - francuskim i niemieckim (ze względu na liczny odsetek Niemców). Fryburg nazywany jest w Szwajcarii "miastem kościołów katolickich", ponad którym góruje biała piękność gotycka - la cathédrale st. Nicolas.

Chlubą katedry, Fryburga i... Szwajcarii są przepiękne witraże, których autorem był Polak - Józef Mehoffer. Wziął on udział w rozpisanym w 1871 r. w całej Europie konkursie. Ogółem wpłynęło 47 prac. Praca nad witrażami pochłonęła Menofferowi prawie 40 lat życia i wpłynęła na fryburską szkołę witrażową. Modelami do postaci świętych byli również Polacy. Dziś zarówno w postaci typów ludzkich, jak i elementów flory można odszukać elementy polskie. Np. atrybutem św. Barbary jest barbakan Krakowa.

W epoce romantyzmu organy w katedrze oraz wiszące mosty (patrz zdjęcie) były główną atrakcją turystyczną Fryburga. Tego miasta, podczas swojego pobytu w Szwajcarii, Słowacki nie odwiedził. A ja odwiedziłam Fryburg szukając szwajcarskich śladów Juliusza Słowackiego.

10 grudnia 1999 r. w Bibliotece Kantonalnej i Uniwersyteckiej we Fryburgu (ul. J. Pillera) z okazji międzynarodowej konferencji o problemach dramaturgii Słowackiego (zorganizowanej przez prof. Rolfa Fiegutha i dr Jana Zielińskiego) została otwarta wystawa "Słowacki en Suisse".

"Pomysł był taki (zaznaczył J. Zieliński): dla tego, co Słowacki pisał ze Szwajcarii i o Szwajcarii, dobrać odpowiedni kontekst ikonograficzny. Listy, głównie do matki, oraz fragmenty poematu "W Szwajcarii'' zderzyć z autentycznymi wizerunkami tych okolic z tamtego czasu, z lat trzydziestych XIX wieku. Z nadzieją, że takie zderzenie okaże się ciekawe i dla Szwajcarów, i dla historii literatury polskiej."

Część informacyjna (rycina i tekst) - poszczególne okresy życia i twórczości poety: Dzieciństwo (familia, Krzemieniec i Wilno), Młodość (Warszawa, Drezdno), Genewa, Włochy, Paryż, Egipt i pobyt na Wschodzie, Słowacki i kobiety, Pamiątki pośmiertne. Zaskoczyło mnie to, że w informacji o pobycie w Szwajcarii tylko przelotnie wspomniano o genewskiej "podpórce" poety - szlachetnej postaci Eglantyny Pattey, która zasłużyła na pamięć chociażby dlatego, że była Szwajcarką. Na moje pytanie - dlaczego? - odpowiedziano, że nie znaleziono jej wizerunku. Więc przekazałam kopię portretu Eglantyny, zrobionego przez Marię Wodzińską, a znajdującego się w Albumie rysunkowym Wodzińskiej (dziś własność Muzeum Narodowego w Warszawie). Nota bene wizerunek Eglantyny przywiozłam ze sobą z Wilna, razem z "Listami do matki".

Kobiety Słowackiego... Matka, Ludwika Śniadecka, Maria Wodzińska, Charlotta Bonaparte, Joanna Bobrowa. Można by więcej, ale czy trzeba?.. Spośród prezentowanych tu ich wizerunków z postacią księżniczki Charlotty spotkałam się po raz pierwszy (kopia: Leopold Robert, Museo Napoleonica w Rzymie). Stąd moje zainteresowanie. Charlotta - florencka znajomość Juliusza (patrz zdjęcie) - była córką księcia Józefa Bonaparte. Była więc nie tylko kobietą niezwykłą, ale i księżniczką. Przy jej imieniu można spotkać nazwisko de Survilliers, bo takie właśnie przybrał jej ojciec, gdy po klęsce Napoleona musiał emigrować do Ameryki Północnej.

"Nie wiem prawdziwie, czemu mi ten świat błyszczący i pusty natrąca się" - napisze Juliusz w liście 24 listopada 1837 r. z Florencji - "gadają o mnie i chciałaby mnie poznać między innymi księżna Survilliers''. Jej nazwisko w korespondencji poety przewija się niejednokrotnie. Donosi matce, że bywa u niej regularnie i że jest ona ?nadzwyczaj grzeczną i ujmującą?. Więc wieczory co środy, słuchanie i oglądanie oper, "bywanie u niej czasami z rana" i konstatacja: ''Jakiś zapach dawnej wielkości napełnia buduar kobiecy".

Dla Charlotty Survilliers Bonaparte wielu straciło głowę. Rówieśnica Ludwiki Śniadeckiej w 1826 r. poślubiła ks. Napoleona Ludwika (syna Ludwika Bonaparte). Słynęła z talentu w zakresie sztuk pięknych - malowała akwarelą i była rytowniczką. W Bibliotece Narodowej w Bernie zachowała się teka z litografiami, do których przyłożyła rękę. W 1831 r. została wdową (małżonek brał udział w działaniach zbrojnych po stronie powstańców). Kiedy Słowacki odwiedzał ją we Florencji mieszkała sama. O pięknej młodej wdowie inny poeta - G. Leopardi w jej sztambuchu napisze, iż została "stworzona, by czarować umysły i serca''.

Na wystawę zostały wypożyczone niektóre eksponaty z Muzeum Literatury w Warszawie. Kolejny raz widziałam więc portret Ludwiki Śniadeckiej (jedyny znany i zachowany jej wizerunek) autorstwa K. Prószyńskiego robiony ołówkiem i na papierze, wykonany ok. 1825 - 28 r., czyli w latach jaszuńsko - wileńskiej znajomości ze Słowackim. Był też prezentowany "Widok Krzemieńca od strony północno - wschodniej" z dobrze widoczną Górą Zamkową, wspominaną przez poetę również w szwajcarskiej korespondencji do matki. Powyższa litografia została wykonana w Warszawie przez J. Herchnera ok. 1850 r.

Z epoki zostały zaprezentowane ze zbiorów szwajcarskich też ryciny. Jedna przedstawiała słynną willę Diodati (1835 r.), pamiętną z pobytu tu Byrona, z widokiem na Genewę po drugiej stronie jeziora, co opisał w swoim czasie bawiąc tu Słowacki. Kolejna - widoki wodospadu Handegg. Od razu mi się skojarzył z "jagnięciem na tęczy'', określenie organizatorów, wciąż rozważanym niby symbolem w drugim ustępie poematu Słowackiego "W Szwajcarii". Wizerunek wodospadu z tamtej epoki, dokumentujący mostek w kształcie łuku u szczytu kaskady, służy jako dowód, że most wygięty w łuk mógł się kojarzyć z tęczą "na burzy w parowie".

W liście do matki z 21 sierpnia 1834 r. Juliusz opisuje pieszą wspinaczkę do klasztoru św. Bernarda (dokąd droga została wykuta na polecenie Napoleona) - patrz zdjęcie - gdzie przyszło podróżnym spać "w celach zimnych jak lodownie". Dziś do św. Bernarda (patrz zdjęcie) większość turystów udaje się z Martigny. A mnisi, będący w wielkiej komitywie z bernardynami są reklamowani nawet na plakatach. Wypisz wymaluj, jak pisze poeta: "... Ksiądz gwardian w czarnym habicie stał na ganku... pies ogromny leżał na dziedzińcu jak z marmuru wykuty...'' Kolejna rycina przedstawiała - posłużę się słowami naocznego świadka, czyli Juliusza Słowackiego - reflektarz, co ''wygląda jak salon światowy - a siedzące towarzystwo około kominka śmiechem i żartobliwą rozmową odstrasza wszelką myśl wzniosłą i smutną''. W tej podróży do klasztoru przełęczy św. Bernarda było coś, co poruszyło poetę, ba, wstrząsnęło nim. A mianowicie: "mały domek, gdzie składają się znalezione w śniegach trupy. Okropny to widok. W różnych pozycjach zmarli siedzą - leżą - jedni do szkieletów podobni, drudzy czarną skórą powleczeni... okropny widok!..'' Barwna litografia J. P. Lamyuego przedstawiała właśnie trupiarnię znajdującą się obok schroniska na przełęczy św. Bernarda (patrz zdjęcie).

Po raz pierwszy spotkałam się z wizerunkiem genewskiego hotelu "de Grand Aigle", gdzie poeta zatrzymał się po przyjeździe do Szwajcarii i parostatku '''Winkelried" z 1835 r. prującego przez Jezioro Lemańskie, po którym rok wcześniej towarzyszką podróży była George Sand, książki której tak lubił

Na wystawie pokazano też książki autorów, których Słowacki w Genewie czytał, wydane w epoce poety, a będące własnością bibliotek szwajcarskich. Z Autun (Francja) zostało sprowadzone pismo ?Revue Europeenne? z 1833 r., w którym ukazała się pierwsza za granicą publikacja o utworach J. Słowackiego.

W Szwajcarii w 1938 r. ukazała się książka Carla Mettlera ''Józef Piłsudski''. Całkowicie nowym był dla mnie fakt, kiedy się dowiedziałam, że we wstępie autor opowiada o szwajcarskiej guwernantce małego Józia (przyszłego Marszałka), która nie tylko uczyła go niemieckiego i francuskiego, ale i zaszczepiła miłość do tradycji wolnościowych Szwajcarów i piękna szwajcarskich krajobrazów, co wszystko odnajdzie później w poezji ulubionego poety.

Największe wrażenie wywarły jednak na mnie trzy rzeczy: pejzaż - Veytoux - wg zaginionego rysunku Juliusza Słowackiego (patrz w "NG" publikację IV - "Veytaux"), zaproszenie na odsłonięcie tablicy pamiątkowej Słowackiego, w miejscu pensjonatu pani Pattey i... nr 137 karty spisu policyjnego cudzoziemców, którzy byli w Genewie od 1831 r. do końca maja 1837 r.

Dużo miejsca między innymi poświęcono Alfonsowi Bronarskiemu (mieszkał we Fryburgu przy rue de Lausanne 24 - dziś Fundacja Domu Polskiego), który w latach 1927 - 1945 był attaché prasowym przy Poselstwie RP w Bernie i wielkim działaczem na polu kultury polskiej (powołanie do życia Muzeum Kościuszki w Solurze, wznowienie działalności Muzeum Polskiego w Raperswilu, wmurowanie tablic ku czci poetów, wystawianie sztuk teatralnych - np ''Halki" - pisanie książek i publikacji, w tym na temat Słowackiego). Na wystawie, między innymi, znalazła się też jego praca "Poemat J. Słowackiego "W Szwajcarii" i jego geneza".

Dotychczas powszechnie uważano, że tablica ku czci Słowackiego w Genewie przy ul. Monthoux 34 została odsłonięta z inicjatywy A. Bronarskiego w 1927 r., kiedy przenoszono zwłoki poety z Montmartre na Wawel. W genewskim archiwum znaleziono zaproszenie na odsłonięcie tablicy pamiątkowej, z którego wynika, że fakt ten miał miejsce wcześniej, bo 3 grudnia 1916 r. Zdaje się, że czytelnicy "Naszej Gazety" jeżeli nie będą pierwsi, to jedni z pierwszych, którzy zapoznają się z tekstem powyższego zaproszenia:

"W niedzielę 3 grudnia 1916 r. o g. 3 popołudniu odbędzie się w Genewie, przy ulicy Monthoux 34, uroczyste odsłonięcie tablicy pamiątkowej Juljusza Słowackiego.

Podczas odsłonięcia przemawiać będą:
w języku francuskim - Rene Claparede,
w języku polskim - Jan Pietrzycki.

Tegoż samego dnia o g. 8.1/2 wieczór w sali ''Ognisko" (ulica Difour 19) uroczyste polskie zebranie z prelekcją Witolda Bełzy "O patriotyzmie Słowackiego''

W części koncertowej zebrania współudział: artystki opery Stanisławy Korwin - Szymanowskiej i pianistki Eugenji Miszke - Czyżowskiej.

Za komitet: Dr Stefan Bartoszewicz, Piotr Kluczyński."

Tekst ten odsłonięcie tablicy pamiątkowej, która stanęła ku czci Słowackiego w Genewie po francusku i jest do dziś, stawia w innym świetle. Raczej wyklucza wyjątkową inicjatywę A. Bronarskiego z tej prostej przyczyny, że choć i mieszkał już od jakiegoś czasu we Fryburgu (studiował w Wiedniu i we Lwowie), to dopiero skończył studia w zakresie historii literatury.

Wiadomo na razie tylko tyle, że w 1917 r. podróżując po Szwajcarii młodopolski poeta Jan Pietrzycki, którego nazwisko na ogłoszeniu figuruje, przeprowadził wywiad z genewską "żoną" Słowackiego, że spotkał się z kobietą, którą nazywał kiedyś swoją małżonką Juliusz przebywając u pani Pattey. Weźmy chociażby list poety z dn. 20 lutego 1834 r.: "wnuczki pani Pattey bawiące się na dziedzińcu krzyczą na mnie: Lulli mechant. Lulli jest to moje imię, dawane mi przez dzieci. Najstarsza córeczka (młodszej siostry Eglantyny - przyp. aut.), 6 lat mająca, jest moją żoną; w wieczór kładąc się spać biegnie do drzwi mego pokoju i krzyczy: bon soir, Lulli, a czasem przynosi mi bukiet fijałków. Spodziewam się, że Mama błogosławisz temu związkowi (...)"

Wywiad J. Pietrzyckiego, zamieszczony w galicyjskiej prasie świadczy o tym, że już przed A. Bronarskim interesowano się pobytem Słowackiego w Szwajcarii.

Co się tyczy dokumentu, świadczącego o udziale w przygotowaniach Słowackiego do wyprawy sabaudzkiej, którego kopię udostępniono na wystawie we Fryburgu, to brzmi on tak:

Słowachi - Jules - Homme de lettres - Varsovie "Arrivé a Geneve le [wolne miejsce] Décembre 1832, avec un passep de Breslau, 27 Mars 1831 pour Paris, visé le 24 Décembre 1832, par Monsr Tchann, pocer la Suisse. Demeure aux / Pâquis chez Madme Pattey. A pris part aux préparatifs de l?expédition de Savoie, diton, mais non a luexécution. A retiré son passept le 30 Juillet 1834, éclarant / partir pour Berne. Revenue peu aprés. Accordé une autorisation de séjour provisoire, mais sans carte de séjour". (sygn. AEG Etrangers L - 19). Powyższy dokument został odkryty przed kilku laty przez urzędnika administracji genewskiej C. Bonarda. Natomiast dokładne jego przetłumaczenie podaję w ślad za J. Zielińskim: "Przybył do Genewy [puste miejsce] Grudnia 1832, z paszportem na Paryż do Wrocławia, z 27 marca 1831, wizowanym na Szwajcarię 24 Grudnia 1832 przez Pana Tschanna. Przebywa w Paquis u Pani Pattey. Powiadają, że brał udział w przygotowaniach do wyprawy do Sabaudii, ale nie w jej realizacji. Wycofał swój paszport 30 lipca 1834 r., oznajmiając zamiar udania się do Berna. Wrócił wkrótce potem. Udzielono mu tymczasowego pozwolenia na pobyt, ale bez karty pobytu''.

Wiemy, że 31 lipca 1834 r. wraz z Wodzińskimi wybrał się w Alpy Berneńskie. Uczucie do panny Marianny górowało nad ideą wolnościową, czy też była to powtórka z okresu powstania listopadowego - spontaniczny entuzjazm, za którym przyszło wycofanie się?..

Wspominałam już, że jest to strona 137. Nazwisko poety, zniekształcone (Słowachi), zostało podane w kolejności alfabetycznej. W miejscu pochodzenia figuruje Warszawa (?), a jako zawód - literat.

Niewiele mamy informacji na ten temat w listach do matki, ale np. już w kwietniu tegoż roku wspomina: "Nieszczęśliwe polityczne wypadki, do których się bynajmniej nie mieszałem, nie pozwalają mi ani w prawo ani w lewo. Miejsce, gdzie teraz jestem, mogę w pewnym względzie za rozległe uważać więzienie". A przecież często powtarzał, że Szwajcaria to jedyny kraj, gdzie człowiek miłujący wolność może bezpiecznie przebywać.

Powyższy dokument może też służyć jako wytłumaczenie, dlaczego jadąc latem 1835 r. do Veytaux paszportu nie brał. Genewa, jak wspominałam w poprzednich publikacjach, przed kilkunastu laty przed przybyciem Juliusza przyłączona została do Szwajcarii jako 22 kanton o tej samej nazwie. Veytaux (wówczas Veytoux) leżał w kantonie Vaud. Wyraźnie nie chciał zatargów ze szwajcarską policją, a w razie czego jego tożsamość mógłby poświadczyć malarz genewski... Charles Guigon.

Nie będę się teraz wdawała w temat, czy będąc w Genewie Słowacki korzystał z usług przemytników. W Szwajcarii nie natrafiłam na żaden z oficjalnych dokumentów na ten temat, choć mogą nimi być chociażby listy poety pisane do Cezarego Platera. Ponadto wiemy, że tzw. "sprawa medalowa" zaczęła się jeszcze w Paryżu i kto ciekaw, od Paryża powinien zacząć.

Powracając do fryburskiej wystawy o Słowackim rzucają się w oczy fragmenty z jego listów, głównie o pięknie widoków przyrody szwajcarskiej i wyniosłych Alp. Więc warto pamiętać, że o kilka lat wcześniej przed wynalazkiem Daguerreua podróżując po Szwajcarii Juliusz Słowacki marzył o wynalezieniu... fotografii: ?Czyż ludzie nie wynajdą kiedy jakiego środka, który by lepiej niż pismo i malarstwo wystawiał przedmioty!?

Zapyta ktoś, czy warto jechać do Szwajcarii? Jeżeli się kocha Słowackiego, warto.

Fryburg Szwajcarski (Fribourg en Nuitonie) - Wilno

NG 18 (454)