Beata Garnyte

Magia kolorów

Kilka tygodni temu w jednej z wileńskich galerii odbyła się wystawa obrazów, które wyszły spod pędzla Roberta Bluja. Dziś prezentujemy naszym Czytelnikom rozważania tego malarza o sztuce, rodzinie.

- Jaki był początek Pana zainteresowań malarstwem?

- Malarstwem zacząłem interesować się dosyć dawno. Jeszcze ucząc się w szkole zacząłem uczęszczać do szkoły plastycznej, później zostałem słuchaczem prywatnego studium Vytautasa Pečiukonisa. Wtedy już wiedziałem, że malarstwo jest właśnie tym, czym chcę się w życiu zajmować. Dlatego też po ukończeniu szkoły średniej podjąłem studia na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.

Pobyt w Polsce, jak sądzę, w znacznym stopniu przyczynił się do mojego rozwoju twórczego. Wyjazd z domu rodzinnego postawił mnie przed koniecznością dokonania pewnych przewartościowań - inaczej spojrzałem na sztukę, na malarstwo, na kolor. Każdy region bowiem ma swoją wrażliwość kolorystyczną, swój kolorystyczny ideał. Ja zaś otrzymałem możliwość zapoznania się z inną wrażliwością, którą starałem się też wykorzystać w swojej twórczości, wykorzystać, podkreślam, a nie skopiować. Może właśnie dlatego moja twórczość nie jest typowym przykładem malarstwa Akademii Warszawskiej, zawsze było inne od całości. Bo też i na Akademii istniały pewne grupy, łączące ludzi o podobnych zainteresowaniach i poglądach, a którzy się gromadzili w poszczególnych pracowniach. Ja zaś odnalazłem siebie w grupie, w której się znaleźli sami absajderzy, którzy nie tyle, że nie pasowali do innych grup, lecz byli po prostu inni.

Akademia Warszawska dała mi również dużo wiedzy technologicznej, o której do tego czasu nie miałem żadnego pojęcia. Tak więc wówczas poznałem, jaka powinna być struktura gruntu, na którym się maluje, jakie składniki się składają na poszczególne barwy. Otrzymałem szeroki wachlarz wyboru środków, które mogę zastosować, chcąc uzyskać ten lub inny efekt. Dziś używam dosyć rzadkiej techniki olejno-woskowej, która polega m. in. na tym, że jako dodatku do techniki olejnej dodaje się medium woskowe, co nadaje obrazom pewnej miękkości, jedwabistości, matowości. Efektu tego nie uzyska się stosując inne techniki.

Ponadto będąc studentem Akademii Sztuk Pięknych ukończyłem kurs malarstwa ściennego. Bardzo lubię tę technikę, jednak na malarstwo ścienne nie ma obecnie zapotrzebowania i wszystkie moje umiejętności jak na razie są zbędne. Na brak zainteresowania na tego rodzaju twórczość wpływa być może to, że jest to technika dosyć droga, wymagająca dużej precyzji technologicznej. Ogromne znaczenie ma tu strona projektowa, należy bowiem zawczasu przyszykować odpowiednie kolory, przemyśleć, ile razy należy pociągnąć pędzlem i w którym kierunku. Może kiedyś technika, mimo swej ekskluzywności, wywoła zainteresowanie mecenasów sztuki.

- Dlaczego zainteresował się Pan właśnie malarstwem, a nie np. rzeźbą?

- Ucząc się w szkole plastycznej, a następnie na ASP miałem zajęcia z rzeźby. Jednak być może fakt, że z malarstwem byłem związany, albo też bogactwo kolorów, właściwe malarstwu zadecydowało o tym, że zostałem malarzem. Ponadto, chcąc uprawiać rzeźbę należy także mieć odpowiedni warsztat, gdy tymczasem malarstwo można uprawiać w minimalnych warunkach.

- Co, Pana zdaniem, w sztuce jest najważniejsze?

- Jednoznacznie tego zapewne nikt nie może określić. Każdy człowiek jak ślepiec, trzymając się ściany, idzie szukać prawdy. Moim zaś zdaniem w sztuce najważniejsza jest szczerość, tak by nie było żadnego oszustwa ani względem odbiorcy, ani względem siebie. Wszystko, co prawdziwe, ma szansę zaistnienia w sztuce.

Dla mnie ważne też jest, by sztuka nie była pusta. Staram się, by moje obrazy nie były chwilowymi fascynacjami, by dzień za dniem miały coś nowego do powiedzenia, by ci, którzy je kupili, codziennie je oglądali, lecz się nimi nie nudzili.

Stworzyć obecnie coś własnego, coś niepowtarzalnego jest niezwykle trudno, lecz właśnie to stanowi istotę malarstwa. Sądzę, że udało mi się odnaleźć własną drogę. Moje obrazy są to najczęściej figuratywne kompozycje. Najważniejszym tematem i bezgraniczną inspiracją jest tu człowiek. Interesuje mnie nie jego byt, jego codzienność, lecz przede wszystkim jego metafizyczne związki ze światem. Mistyka ludzi zawsze pociągała. Sprawy nienamacalne są tak delikatne, że nie ma nic łatwiejszego, jak je zbanalizować. Dlatego zasadą naczelną jest tu umiar: należy znaleźć jedynie te środki, które są wręcz niezbędne, całą resztę zaś pominąć.

Ogromne znaczenie odgrywa tu również kolor, który jest wręcz podstawą malarstwa. Jakość koloru, jego natężenie, brzmienie, harmonia, sposób, w jaki występuje jest niezmiernie ważne.

- Kilka tygodni temu zorganizował Pan swą pierwszą wystawę. Jak do tego doszło?

- Wystawa ta była dziełem przypadku. Jeden z moich kolegów miał w galerii ?Lietuvos Aidas? wystawę, na którą zaprosił również mnie. Właśnie wtedy pokazałem mu zdjęcia swoich obrazów, które zobaczyła Birut? Patašien?, dyrektorka artystyczna galerii. A że szczęśliwym zbiegiem okoliczności galeria ta po pewnym czasie była wolna, zaproponowano mi więc urządzenie wystawy. Początkowo nie sądziłem, że pomysł ten da się zrealizować, gdyż akurat wyjeżdżałem na plener do Zakopanego i miałem wrócić niemal przed samą wystawą. Jak się jednak okazało, czasu w zupełności wystarczyło. Podczas mej nieobecności galeria wydrukowała plakaciki i zaproszenia, ja zaś musiałem po powrocie jedynie porozwieszać obrazy. Pewnie gdybym sam musiał wszystkim się zająć, trwałoby to o wiele dłużej.

- Wspomniał Pan o zasadach, jakimi kieruje się w malarstwie. Jakie zasady są niezbędne w życiu rodzinnym?

- Zasady są jedne - istnieje 10 przykazań i nimi, w moim przekonaniu, należy się kierować. Nie ma innych równie skutecznych zasad. Próbują je co prawda zmienić, wnieść pewne poprawki, zawsze jednak trzon pozostaje ten sam.

- Pracuje Pan w szkole. Czy praca ta sprawia Panu satysfakcję?

- I tak, i nie. Gdy widzę zdolnych młodych ludzi, którzy mają coś do powiedzenia i chcą to powiedzieć, chcą zobaczyć, poznać coś nowego, wówczas jestem w pełni usatysfakcjonowany, gdyż z takimi uczniami prawdziwa przyjemność pracować. Wielu jest jednak uczniów, którzy nie mają żadnych zainteresowań, a na wszelkie próby nauczenia ich czegokolwiek mają prostą odpowiedź: ?Nie jest mi to potrzebne, bo nie będę malarzem?.

Mam wrażenie, że sztuka stała się obecnie kierunkiem elitarnym, wymaga szczególnej wrażliwości na piękno, które nas otacza, dostrzeżenia pewnych indywidualności, inności otaczającego świata, a tym samym jego niepowtarzalności.

- Jakie są Pana plany na przyszłość?

- W najbliższej przyszłości chciałbym założyć młodzieżowe studium artystyczne w budowanym właśnie Domu Polskim. Studium to działałoby nie na zasadzie kółka, które miałoby na celu jedynie zabicie czasu, lecz przede wszystkim zapoznawałoby młodzież z warsztatem malarskim, a tym samym szykowałoby do studiów wyższych.

Sztuka jednak rozwija się nie tylko na zawodowym poziomie, lecz również amatorskim. Dlatego też chcę, by studium dało też szansę amatorom, zafascynowanym malarstwem, którzy tu mogliby sięgnąć po radę i wiedzę, jak też przećwiczyć pewne elementy.

Mam też w planie kolejną wystawę, tym razem zbiorową Wspólnie z malarzami z Polski obrazy swe będę wystawiał w Galerii Katarzyny Napiórkowskiej

- Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów

NG 19 (455)